sobota, 6 kwietnia 2013

4. Kolejny zawód.


Oto i rozdział~! Również bardzo długi. A tak w ogóle to wybaczcie czcionkę, ale zdziczała i nie mogłam jej ogarnąć ._. Enjoy~

***

Na drugi dzień szłam do szkoły pełna nowych postanowień. Jak na kogoś kto nie spał praktycznie całą noc, byłam wyjątkowo wesoła. Wiele rzeczy przemyślałam sobie przez ten czas, a szczególnie słowa Hyeri. Miała rację, że to zależy ode mnie. Od tego, jak będę postępować. Postanowiłam podjąć ryzyko. Postanowiłam znosić Yukwona. Nie ważne, jak bardzo będzie mnie irytował i utrudniał mi życie, pokażę mu, że tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Zrobię to dla rodziców. Tylko i wyłącznie dla nich. 
Szczerze powiedziawszy byłam z siebie dumna. Dumna, że byłam w stanie podjąć decyzję, która prawdopodobnie zmieni całe moje życie, a byłam gotowa nieść jej brzemię. Czułam, że z dniem dzisiejszym zaczyna się nowy etap w moim życiu, pełny przeszkód i zawodów, ale jestem zmotywowana by stawić im czoło! 
       - Taerim! Zaczekaj Taerim! - odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się, widząc Joona biegnącego w moją stronę. - Taerim przepraszam!
       - Nie masz za co przepraszać Changsun. Przemyślałam to co mi powiedziałeś i wiem, że masz rację. - Powiedziałam powoli, starając się odpowiednio dobrać słowa. - Ale przemyślałam także parę innych rzeczy i doszłam do wniosku, że podejmę ryzyko. Jeśli życie kopnie mnie w tyłek to dobrze. Będę miała przestrogę na przyszłość, ale teraz, chcę udowodnić, że mogę temu podołać. 
       - Ty nic nie musisz nikomu udowadniać Taerim. - przytulił mnie. - Od początku wiedziałem, że dasz sobie radę, bez względu na to, jaką podejmiesz decyzję, ale musisz zrozumieć, że nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. 
       - Rozumiem Changsun, rozumiem. 


Cały pierwszy tydzień i kolejny czwartek szkoły minął mi bez większych rewelacji. Nos miałam już kompletnie zagojony, z Joonem znów świetnie się dogadywałam i nawet jego dziewczyna nie była w stanie zepsuć mi humoru. No i wciąż nie miałam wątpliwości, jakoby moja decyzja, którą podjęłam kilka dni temu, była zła. Jednakże było dla mnie nieco dziwne, że rodzice nie organizują mi i Yukwonowi żadnych spotkań integracyjnych. Mimo wszystko nie spcjelanie mi się do nich śpieszyło, więc wolałam nie poruszać tematu. Tata i mama ostatnio chodzą o wiele szczęśliwsi. Podobno  powoli stajemy na nogi (oczywiście z pomocą K.Industry, którzy współpracę potraktowali bardzo poważnie i od razu przystąpili do wspierania naszej firmy). A ich szczęście, stało się teraz moim szczęściem. 

Dzisiaj jest piątek. Dokładnie za 5 minut kończy się ostatnia lekcja, a ja, jak to każdy uczeń, tylko na to czekałam. Gdy zadzwonił dzwonek cała dzieciarnia zerwała się z miejsc i dosłownie wybiegła z klasy, nie dając nauczycielowi zadać pracy domowej. Był to starszy człowiek ze szkłami w okularach wielkości denek od słoików, który cały czas grozi, że przestanie być dla nas taki dobry albo, że pójdzie na emeryturę. Jakby kogoś to obchodziło. 
Klasę opuściłam jako ostatnia. Zawsze tak robiłam. Czekałam aż większość uczniów opuści szkołę, żeby nie było aż tak wielkiego tłoku, którego wręcz nienawidziłam. Gdy już część towarzystwa wypłynęła na zewnątrz, szybko zmieniłam buty i wyszłam ze szkoły. W progu spojrzałam na kilka dziewczyn, które stały w grupce, blisko wyjścia i szptały coś do siebie wskazując na kogoś opierającego się o ścianę szkoły. Uniosłam brew, ale nie wnikałam tylko szybkim krokiem ruszyłam w stronę bramy.
     - Hej! Czekaj! - doszło do mnie czyjeś wołanie. Nie byłam pewna czy to do mnie, ale instynkt kazał mi się odwrócić. W moją stronę biegł jakiś chłopak średniego wzrostu z delikatnymi loczkami na włosach. Mimo swojego słodkiego wyglądu, był raczej starszy ode mnie. Co on mógł ode mnie chcieć? 
     - Park Taerim? - spytał. Kiwnęłam głową na tak. - Pójdziesz ze mną.
I pociągnął mnie za rękę. 
     - Hej! Co robisz?! Puść! - krzyknęłam. 
     - Ciii - uciszył mnie. - Za chwilę ci wszystko wyjaśnię! Tylko proszę, bądź cicho!
Postanowiłam być posłuszna i nie odezwałam się więcej. Gdy tylko przekroczyliśmy bramę szkoły, puścił mój przegub by chwilę później złapać mnie za dłoń. Przestał mnie także ciągnąć i szliśmy spokojnie. Jego dłoń była, duża ciepła i miękka w dotyku. Spojrzałam w jego stronę, lekko czerwona na twarzy (ze zmęczenia oczywiście!), co pochwili i on uczynił. Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja poczułam jak palą mnie policzki, tym razem już nie ze zmęczenia.
      - Wybacz za tą akcję - powiedział z lekko zawstydzony, drapiąc się po karku. - I dziękuję, że byłaś cicho, tak jak cię prosiłem.
      - Kim jesteś? - zadałam mu pytanie, ściskając lekko jego rękę, ponieważ dziwnie ty wyglądało, gdy on ją trzymał, a ja nie. Spojrzał na nasze splecione dłonie i milczał jeszcze przez chwilę.
      - Nazywam się Kyung. Park Kyung. Jestem przyjacielem Yukwona i przyjechałem cię odebrać, ponieważ on nie miał czasu, a mieliście się dzisiaj spotkać... - mruknął. - Myślałem, że wiesz, że mam przyjechać. 
      - Świetnie było było - prychnęłam. - Dlaczego nikt mi nie powiedział?
      - Nie mam pojęcia, Taerim. Mi powiedział, że wszystko wiesz, więc byłem nieco zdziwiony, gdy zaczęłaś krzyczeć. Jesteśmy już blisko. - oznajmił i wskazał palcem na czarnego mercedesa, stojącego na parkingu przed supermarketem. 
      - Dalej się nie dało? - zaśmiałam się. Postanowiłam zachowywać się swobodnie w jego towarzystwie i wierzyć mu na słowo, że jest przyjacielem Yukwona, chociaż wątpiłam, żeby taki buc jak on miał jakichkolwiek przyjaciół. Nie przeszkadzało mi także jego zachowanie pod szkołą, w końcu nie wiedział, że nikt mnie nie poinformował, prawda? Tak sobie mów, Taerim. Tak sobie mów. 
Kyung także się zaśmiał. Skoro już się "znaliśmy" mogłam bez zbyt dużej krępacji przyjrzeć się jego twarzy. Nie był jakoś specjalnie przystojny. Był przeciętny, ale było w nim coś, co mówiło ci, że to dobry człowiek. 
       - Wybacz, sam nie wiem dlaczego tutaj zaparkowałem. - uśmiechnął się szeroko i zmierzył mnie wzrokiem. - Chciałabyś może, żebyśmy zajechali do twojego domu? Może ci być niewygodnie w twoim szkolnym uniformie. 
Spojrzałam w dół i dopiero uświadomiłam sobie, że mam na sobie mój mundurek. Na śmierć zapomniałam. Nie chciałam paradować przed nim, czy przed Yukwonem w króciótkiej spódniczce.
       - Było by miło. - odwzajemniłam uśmiech. 

Spod szkoły do mojego domu jest 20 minut drogi, ale w towarzystwie Kyunga cały ten czas minął mi bardzo szybko. Cały czas opowiadał mi jakieś głupie historie i żarty, a ja parktycznie płakałam ze śmiechu.
Byłam także zafascynowana jego manierami. Otworzył mi drzwi, gdy wsiadałam do jego samochodu jeszcze przed marketem i otworzył mi je także teraz, gdy wysiadałam przed moim domem.
       - Może chciałbyś wejść? - zaproponowałam, nie bardzo wiedząc dlaczego to powiedziałam. - Wiesz, dałabym ci coś do picia czy coś...
Kyung patrzył na mnie przez chwilę.
       - Dobra, nie ważne, wybacz - mruknęłam, czerwona na twarzy i otworzyłam drzwi. Gdy już miałam je zamykać, Kyung delikatnie je przytrzymał. 
       - Chętnie wejdę, Taerim. - powiedział z uśmiechem. 
Zaprowadziłam go do salonu, gdzie usiadł na kanapie i zaczął rozglądać się po domu. 
       - Ładnie tu masz - zaczął. - U mnie w domu jest podobnie, tylko że bardziej kolorowo. 
Dałam mu szklankę wody, jak sobie zażyczył, a sama poszłam na górę się przebrać. Postanowiłam, że tym razem zrobię wyjątek i ubiorę się w sukienkę. W mojej szafie były tylko dwie sukienki. Jedna bardziej wieczorowa, a druga w sam raz na lato. 
Po przebraniu się szybko przeczesałam włosy i zbiegłam na dół. Nie chciałam, żeby Kyung czekał za długo. W końcu jak już robię dobre wrażenie to na całego. 
Gdy zeszłam, Kyung wstał z sofy i ponownie się do mnie uśmiechnął. 
       - Chodźmy, skoro już jesteś gotowa.

Jechaliśmy dobre 40 minut. Byliśmy teraz w samym centrum Seulu, który wręcz tętnił życiem. Mieszkałam tutaj, a i tak zawsze byłam zafascynowana tym miejscem. 
       - Gdzie my tak właściwie jedziemy? - spytałam, nie odrywając wzroku od krajobazu za oknem. Było to raczej niegrzeczne z mojej strony, że nie patrzyłam na rozmówcę, ale to była ostatnia rzecz o jakiej w tej chwili myślałam. 
       - Jesteśmy już blisko. Tutaj niedaleko jest centrum handlowe, a w tym centrum handlowym najlepsza restauracja na świecie! Często tam chodzimy z Yukwonem i chłopakami.
       - Chłopakami? Będzie tak ktoś jeszcze? - zainteresowałam się i wreszcie na niego spojrzałam. 
       - Tak. Yukwon chciał cię z nimi zapoznać. Pewnie będziesz ich często widzieć, gdy już razem zamieszkacie. 
       - ...Co? Jakie wspólne mieszkanie?! - byłam całkowicie zdezorientowana. O czym on do cholery mówił? 
       - Tego także nikt ci nie powiedział? Po tym całym bankiecie zaręczynowym macie razem zamieszkać. - powiedział, patrząc na mnie ostrożnie. - Jest to informacja potwierdzona. Byłem przy tym jak państwo Kim rozmawiali o tym z Yukwonem. 
       - Szkoda, że tylko z nim. - warknęłam. Dlaczego musiałam się tego dowiadywać od osób trzecich? Kyung nic nie powiedział, posłał mi tylko lekki uśmiech, jakby myślał, że da mi tym chociaż namiastkę wsparcia. No i mu się udało. Odetchnęłam głęboko, gdy zaparkowaliśmy przed GIGANTYCZNYM centrum handlowym. Nawet nie wiedziałam, że takie jest w Seulu.
       - Niedawno je wybudowali - oznajmił Kyung, jakby czytając mi w myślach. Tym razem także otworzył mi drzwi. 
Gdy byliśmy już w środku Kyung złapał mnie za dłoń. 
       - Nie chcę, żeby mi się zgubiła. Strasznie dużo tu ludzi. - Powiedział lekko podniesionym głosem, próbując przekrzyczeć gwar robiony przez innych. Faktycznie były ich tutaj mrowie. 
Przebiliśmy się przez tłum aż do ruchomuch schodów. Stojąc na nich musiałam mieć bardzo zafascynowany wyraz twarzy, ponieważ Kyung śmiał się ze mnie cicho. Od dziecka uwielbiałam ruchome schody. To naprawdę niezła frajda, nawet w tym wieku. 
       - Kyung...właściwie to ile ty masz lat? - spytałam. Byliśmy właśnie na czwartym piętrze, gdzie ludzi było o wiele mniej i nie musieliśmy już mówić podniesionymi głosami. 
       - W lipcu skończyłem 20. 
       - W lipcu? Którego? 
       - 8 - uśmiechnął się do mnie. 
       - Łaa...ja jestem z 2! Moglibyśmy robić razem urodzinowe party hard! - zawołałam. 
       - Tak, tak - zaśmiał się. - Więc chciałabyś świętować ze mną swoje urodziny, co? 
       - Może? - drażniłam się z nim. Kyung poczochrał mnie po włosach ze śmiechem. 
       - Nie ma sprawy, Rim. 
       - Rim? - spojrzałam na niego z zadziornym uśmieszkiem. - Więc jesteśmy już na etapie wymyślania sobie przezwisk? Dobra, czekaj aż ja ci coś wymyślę!
Kyung pokręcił głową, znów się ze mnie śmiejąc. 
       - Będę czekał z niecierpliwością - zapewnił. - Zaskocz mnie. 
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. 
       - Patrz - zniżył się tak, że teraz stykaliśmy się głowami i pokazał mi palcem jedną z restauracji na tym piętrze. Miała ona neonowy szyld i nie wyglądała zbyt luksusowo. - To właśnie ta restauracja. Bankrutuje, ale cieszymy się dobrym żarciem dopóki możemy.
Pokiwałam głową. Nie spieszyliśmy się wcale. Chwilę później dotarliśmy na miejsce. Kyung otworzył przede mną drzwi i po wejściu od razu zaczął rozglądać się po lokalu. 
       - O! Tam są! Chodź Rim! - pociągnął mnie delikatnie za rękę i zaprowadził do sporego stolika w koncie sali gdzie siedziało już czworo ludzi. Ale nigdzie wśród nich nie wypatrzyłam Yukwona. Czyżby nawet na spotkania z przyjaciółmi się spóźniał? Wszyscy zmierzyli nas spojrzeniami od dołu do góry.
       - No co? - odezwał się Kyung, posyłając im dziwne spojrzenie. 
       - Dlaczego...trzymacie się za ręce? - zapytał jeden z nich. Miał dłuższe włosy związane w małego kucyka z tyłu głowy. Obydwoje spojrzeliśmy na nasze splecione dłonie. Czerwona na twarzy, pierwsza wyrwałam rękę z jego uścisku. Nawet nie wiedziałam, że Kyung mnie nie puścił przez cały ten czas...Wydawało mi się naturalne, że trzymamy się za ręce, na tyle, że nawet tego nie czułam. Wariujesz Taerim. Czy jest na sali lekarz?
       - Cześć! Jestem Jihoon, ale możesz mówić mi P.O! - pierwszy odezwał się wysoki chłopak z blond włosami i od razu przytulił się do mnie, przerywając tym samym niezręczoną ciszę. Miał naprawdę silny uścisk. - Jesteś moją nooną? 
       - Nie. - zaśmiał się Kyung. Jihoon spojrzał na mnie wyczekująco. 
       - Em cześć Jihoon...oppa? - P.O wyszczerzył się do mnie szeroko i poklepał mnie mocno po plecach. 
       - Już cię lubię. 
Kolejny był ten chłopak, który zwrócił nam uwagę. Był naprawdę przystojny.
       - Jaehyo, miło poznać. - uśmiechnął się lekk0 i potrząsnął moją dłonią. Kiwnęłam mu głową, odwzajemniając uśmiech.       
       - Taeil - następny, z bandanką na czole, wstał i ucałował mnie w dłoń. Zarumieniłam się mocno na ten gest.
Wszyscy wpatrywali się teraz w ostatniego z nich, który siedział na dalej. Spojrzał na mnie krzywo.
       - Minsfjhfdhyuk - wymamrotał tak, że nic nie zrozumiałam. Zmarszczyłam brwi i pociągnęłam Kyunga za rękę, szukając pomocy. 
       - Powiedział, że nazywa się Minhyuk. Przyzwyczajaj się, on lubi mówić tak, żeby go nikt nie rozumiał. - poinformował mnie. Pokiwałam głową, chyba po raz setny tego dnia i usiadłam między Kyungiem, a Jihoonem, który od razu podsunął mi swój talerz z nawpół skonsumowanym jedzeniem. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie bardzo wiedząc co to ma znaczyć. 
       - W ramach przypieczętowania naszej przyjaźni jedzmy z jednego talerza! - zawołał i wręczył mi pałeczki. 
       - Eee...hehe? - zaśmiałam się niezręcznie i przesunęłam trochę w stronę Kyunga, tak, że teraz stykaliśmy się ramionami. Przerwał rozmowę z Taeilem i spojrzał na nas rozbawiony. 
       - Dlaczego się odsuwasz Taerim?! - P.O spojrzał na mnie z wyrzutem. - Nie chcesz jeść ze mną z jednego talerza?!
       - P-pewnie, że chcę... - zająknęłam się. 
       - Wystarczy Jihoon, straszysz ją - mruknął Jaehyo i przesunął talerz spowrotem w jego stronę.
       - Przecież powiedziała, że chce ze mną zjeść! Nie wtrącaj się hyung! 
Jaehyo posłał mi przepraszające spojrzenie, jakby wstydził się zachowania Jihoona. Zgadywałam, że był z nich wszystkich najmłodszy, a wszyscy musieli brać odpowiedzialność za jego głupie zachowania. 
       - Ile masz lat? - zapytał Taeil, ignorując P.O, który usilnie starał się zwrócić na siebie moją uwagę. 
       - 18 - odparłam z uśmiechem. 
       - Jesdknfskdsteś jeszlkjdfnkjdscze młoksfkjsdda... - odezwał się Minhyuk. O dziwo, tym razem zrozumiałam co powiedział. 
       - Czy ja wiem? 18 lat to wcale nie tak mało. - wzruszyłam ramionami. 
       - Dla ciebie to dużo, ale pogadamy, jak będziesz już w podeszłym wieku Taeila. - Jaehyo posłał Taeilowi znaczące spojrzenie. 
       - Nie słuchaj go! - zawołał Taeil. 
       - Wiesz, Taerim, z 30 na karku nie wszystko można już robić... - zaczęłam się śmiać, słysząc ich przekomarzanki. 
       - Taerim! No chyba mu nie uwierzysz?! - spojrzał na mnie wyczekująco.
       - No nie wiem, nie wiem... - puściłam oczko Jaehyo, na co on zachichotał. 
       - Nieee ja wychodzę! Pójdę tam gdzie mnie chcą! 
       - Na bezludną wyspę? - dołączył się Kyung. Tym razem już śmiałam się na całego, ale zesztywniałam, gdy poczułam, jak wokół mojej talii owija się para ramion.
       - Widzę, że już poznaliście moją Taerim. - zaszczebiotał Yukwon i cmoknął mnie w policzek, uśmiechając się do mnie słodko. Nie wyglądał wtedy tak źle, ale ja wiedziałam, że to tylko gra. Widać było w jego oczach, że świetnie się bawi. Odwróciłam głową w drugą stronę. 
       - Przestań. - syknęłam i strąciłam jego ręce z mojej talii. Yukwon posłał mi rozbawione spojrzenie, ale zabrał ręce i wyprostował się. 
       - Taerim. - zwrócił się do mnie. - To jest Woo Jiho, możesz mówić mu Zico. Także mój przyjaciel. 
Zerknęłam na niego i wymamrotałam powitanie. Zico oblizał usta, patrząc na mnie i szepnął coś Yukwonowi na ucho. Byłam cholernie ciekawa co on mu powiedział. 
       - Nie mówiłeś, że ta twoja przyszła żona jest taka śliczna. - uśmiechnął się Jiho i wepchnął między mnie i Kyunga. Automatycznie przysunęłam się w stronę P.O, który teraz wydawał się poważny. 
       - Zależy od gustu. - mruknął Yukwon i usadowił się obok Minhyuka. - Zaczęliście już jeść? No ej!
Yukwon wydawał się zachowywać bardzo swobodnie wśród swoich przyjaciół. Nie miał na twarzy tego irytującego uśmieszku i nie był też dla nich złośliwy. Więc jest taki tylko dla mnie.
Nie da się ukryć, że jego słowa nieco mnie uraziły. Dotknęłam miejsca gdzie zaledwie chwilę temu znajdowały się usta Yukwona. Nie wiem w co on grał, ale w ogóle mi się to nie podobało. 
Jihoon objął mnie ramieniem za szyję tak, że miałam teraz głowę pod jego pachą i zaczął czochrać mnie po włosach. 
       - Miałaś ze mną zjeść! - nadął policzki. Uśmiechnęłam się, wzięłam pałeczki, które wcześniej mi wręczył i skubnęłam kawałek mięsa z talerza, wkładając go sobie do ust. P.O zaświeciły się oczy i też zaczął jeść. 
       - Patrz Taerim! Zostawiłem ci najlepszy kawałek! - wskazał mi ostatni kawałek mięsa jaki został i przesunął go w moją stronę.
       - Dziękuję oppa! 
       - Aigooo! Jesteś taka słodka! - uszczypnął mnie w policzek. 
       - Rzygam tęczą. - mruknął Yukwon, jedząc swoją porcję, którą niedawno sobie zamówił. 
Czułam się nieco niezręcznie, ponieważ cały czas czułam na sobie spojrzenie Zico. 
       - Zastanawiam się - zaczął Jiho, wpatrując się w Yukwona. - Czy bardzo byłbyś zły gdybym ją sobie przygarnął na parę nocek? 
Zakrztusiłam się tym co miałam w ustach, gdy Zico, mówiąc to, objął mnie ramieniem. Yukwon patrzył na to z kamienną twarzą. 
       - Nie mam nic przeciwko, Zico. - uśmiechnął się ironicznie. - Ale nie przywłaszczaj jej sobie, też chciałbym mieć z nią trochę frajdy. 
       - Mhm... - wymruczał Jiho i przesunął nosem po mojej szyji. Wzdrygnęłam się i pisnęłam cicho, gdy położył chłodną słoń na moim udzie. 
       - Wystarczy. - warknął Kyung i odsunął ode mnie Zico. Sam wstał i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
Zatrzymał się dopiero, gdy byliśmy już całkiem daleko od tej restauracji. 
       - W porządku? - spytał. Kiwnęłam niepewnie głową. 
       - Nie powinieneś był tego robić, nic wielkiego się nie stało...
       - Nic wielkiego? Miałem patrzeć spokojnie jak cię obmacuje i rzuca jakieś aluzje? - prychnął.
       - Ale...nie będzie teraz na ciebie zły?
       - Jakoś mnie to najmniej w tym momencie obchodzi. - mruknął i zaczął iść w kierunku schodów. Wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. 
       - K-Kyung! Poczekaj! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jego stronę.  
       - Odwieźć cię do domu? 
       - Nie trzeba, po prostu mnie tu zostaw. I tak nie ma nikogo w domu, więc nie ma sensu, żebym wracała i się nudziła. 
Kyung chrząknął i spojrzał w bok. Otworzył usta, ale za chwilę je zamknął, jakby chciał coś powiedzieć.
       - Może...może chcesz spędzić ten czas ze mną? To znaczy...Eee...No wiesz... - zająknał się. 
       - Chętnie. - uśmiechnęłam się do niego szeroko. Bardzo przypominało mi to sytuację z wcześniej, gdy to ja zapraszałam go do domu. Kyung odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za rękę, zaczynając swoją wesołą paplaninę.
       - Wiem gdzie możemy pójść! - zawołał, gdy już wyszliśmy z tego nieszczęsnego centrum handlowego. - Nie będziemy brali samochodu, bo to niedaleko okej? 
       - Pewnie. 

Nie całe 20 minut później doszliśmy do małej budki z lodami i goframi. Oczy mi się zaświeciły, gdy to zobaczyłam. 
       - Omg! Ty to wiesz jak dogodzić dziewczynie! - zawołałam i zostawiłam zdezorientowanego Kyunga za sobą, a sama pobiegłam zamówić sobie gofra. Wszystko było idealnie dopóki nie uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą pieniędzy. Tak Taerim, tak.
        - Ile to będzie kosztować? - spytał Kyung, uśmiechając się miło to starszej pani, która tam pracowała. Stałam obok niego zdumiona, gdy płacił. Chwilę później miałam w rękach mojego gofra. 
        - Ni-nie musiałeś... - wymamrotałam, gdy już usiedliśmy przy jednym ze stolików stojących obok budki. 
        - Nie miałaś pieniędzy prawda? Więc musiałem. Poza tym moja duma mężczyzny zostałaby zszargana, gdybyś za siebie zapłaciła. - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z uznaniem. Czy tylko mi on wydawał się idealny? 
        - Wiem! - wykrzyknęłam, a Kyung uniósł brew. - Mam dla ciebie przezwisko!
        - Mianowicie?
        - Kyu! Słodkie nieprawdaż? - zachichotałam. 
        - Zupełnie jak ty. - uśmiechnął się i kciukiem wytarł mi bitą śmietanę z kącika moich ust. Zarumieniłam się, ale nic nie powiedziałam. 
        - Więc...Kyu, ile Taeil tak naprawdę ma lat? - Kyung roześmiał się głośno. 
        - Skończy 22 we wrześniu. 
        - A Jaehyo? A Minhyuk? A Jihoon? - zasypałam go pytaniami. 
        - Jaehyo niedługo skończy 22, tak samo Minhyuk, a Jihoon ma 19. 
        - A... - zacięłam się na chwilę. - Yukwon?
        - Yukwon ma 20 lat. - cierpliwie odpowiadał na moje pytania. - I nie, nie wiem ile Jaehyo ma wzrostu.
Spojrzałam na niego zdumiona. 
        - Skąd ty...? - wyjąkałam.
        - Nie mów, że naprawdę chciałaś o to spytać! 
        - Chciałam! Przerażasz mnie Kyu! - wstałam i zaczęłam od niego uciekać, a on zaczął mnie gonić. 
        - Rim, come back! 
        - Hohoho nieee~!

Spędziliśmy ze sobą jeszcze dobrych kilka godzin, a do mojego domu dojechaliśmy na 21:48. Przez większość czasu wygłupialiśmy się jak dzieci. Później, gdy już   zaczynało robić się ciemno, zaczęliśmy spacerować. Dowiedziałam się wtedy trochę rzeczy o nim i o reszcie chłopaków. 
Kyung był naprawdę miłym i słodkim chłopakiem. Czułam, że nawet jeśli kolejny raz zawiodłam się na Yukwonie to Kyung całkowicie mi to zrekompensował. Po prostu czułam, że zdobyłam przyjaciela. Znałam go zaledwie jeden dzień, a czułam się z nim tak, jak z Joonem po 15 lat znajomości. 
       - Dzięki za miło spędzony dzień. - Uśmiechnęłam się do niego.
       - Możemy to kiedyś powtórzyć jeśli będziesz miała ochotę... - mrugnął do mnie, a ja parsknęłam śmiechem. 
       - Jasne. Do zobaczenia Kyu~ - odwróciłam się i zaczęłam kierować się do drzwi wejściowych. 
       - Czekaj Rim! - zawołał. - Dasz mi swój numer?
Zamrugałam kilka razy, jakby nie wiedząc o co mu chodzi. 
       - Dam. - spowrotem do niego podeszłam i wzięłam telefon z jego ręki by wprowadzić mój numer. Uniosłam brew, gdy zobaczyłam nazwę kontaktu: Rimmie <3
       - Dzięki, napiszę - wyszczerzył się. 

Z szerokim uśmiechem zdjęłam płaszcz i buty. Przeszłam z przedpokoju do salonu, a to co tam zastałam na zawsze zostawi dziurę w mojej psychice.
       - Moje niewinne oczy! - sapnęłam i zakryłam sobie ślepia. Tam...na kanapie...Miyoung...nago...i...jakiś...mężczyzna...
       - Matko boska! Taerim! - krzyknęła Miyoung, a ja po omacku zaczęłam kierować się w stronę schodów.
       - Ja nic nie widziałam! Nie przeszkadzajcie sobie! - zapewniłam ich i puściłam się biegiem po schodów, gdy tylko wymacałam poręcz. Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jak ja teraz siądę na tej kanapie? 
Z głośno bijącym sercem zamknęłam się w swoim pokoju. Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć takie coś na oczy. To znaczy, teoretycznie wiem jak to wygląda, ale pierwszy raz to widziałam i...i... Przecież to wyglądało jakby on chciał zjeść jej twarz!
Już wiem dlaczego jeszcze nigdy się nie całowałam. OMG OMG OMG. Bleh. 

Gdy już względnie się ogarnęłam, czysta i pachnąca siedziałam w mojej seksownej pidżamce na łóżku i bawiłam się z moją ulubionym pluszakiem, ktoś zapukał do moich drzwi. 
       - Prosze? - powiedziałam, patrząc na drzwi. Do środka niepewnie wkroczyła Miyoung. 
       - Heej... - zaczęła. - Myślę, że wiesz w jakiej sprawie przyszłam.
       - Ale ja naprawdę nic nie widziałam! - pisnęłam i zakryłam sobie twarz dłońmi. Miyo zaśmiała się. 
       - Wybacz, nie chciałam skrzywidzić twojej niewinności. - zaśmiała się. - Wierzę także, że nic nie powiesz o tym rodzicom.
       - Oczywiście, że nie. Głównie dlatego, że chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym musiała im o tym powiedzieć - wymamrotałam. 
       - Posłuchaj Taerim. Za trzy tygodnie idę na otwarcie nowego klubu w Seulu i chciałabym, żebyś poszła ze mną. Będzie tam mój nowy chłopak, którego chciałabym, żebyś poznała. 
       - Czy to...?
       - Tak to ten chłopak, którego miałaś dzisiaj okazję zobaczyć. - kiwnęła głową. 
       - Dlaczego chcesz mi go przedstawić? Zwykle nie przedstawiasz mi swoich chłopaków. - zmarszczyłam brwi.
       - Widzisz Taerim...czuję, że to jest coś poważniejszego i dlatego chcę ci go przedstawić. - szepnęła, a ja popatrzyłam na nią zdumiona. - Wiem, że to dla ciebie nie będzie żadna przyjemność, bo nie lubisz takich miejsc, ale to dla mnie ważne.
       - Nie no, pewnie. - zgodziłam się bez zastanowienia. Miyoung odetchnęła z ulgą, jakbym moimi słowami zdjęła jej ogromny ciężar z ramion. 
       - Dzięki Taeś. - przytuliła mnie. - A teraz idź spać. Dobranocka już się dawna skończyła, co to za wracanie do domu po nocy?! 
Prychnęłam i odepchnęłam ją od siebie. Miyo uśmiechnęła się, ale wyszła, wcześniej życząc mi dobrej nocy. 

Wygodnie ułożyła się na łóżku i opatoliłam kordłą, nie gasząc mojej pro lampki. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu, a szczególnie Zico i Yukwonie. Tak naprawdę byłam niewymowanie wdzięczna Kyungowi, że wziął mnie wtedy stamtąd. Obydwoje mnie obrzydzali. Obiecałam sobie, że będę silna i nie dam się jego gierkom, ale Zico to już inna sprawa. 
Gdzieś tam głęboko liczyłam, że Yukwon powie coś innego, że nie "wyda" mnie Zico, jak jakiegoś taniego towaru, który każdy może mieć, ale boleśnie się zawiodłam. Jednakże byłam wdzięczna losowi, że dał poznać mi takich ludzi jak Kyung, Jaehyo, Jihoon, Taeil czy Minhyuk. Wiedziałam, że jeśli tylko spędzimy ze sobą więcej czasu, będziemy się świetnie dogadywać. 
Gdy już praktycznie spałam, obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Z cichym jękiem zgarnęłam go z szafki nocnej, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyłam treść wiadomości.

Od: Nieznany numer
Dobranoc Rimmie <3      

The Versatile Blogger.

Heloł... *fanfary* zostałam nominowana do The Versatile Blogger!
Czuję się fajna xD
Bardzo dziękuję za nominację~! Przy okazji chcę przeprosić za tak długą nieobecność... ._. Rozdział 4 mam już dawno skończony, ale po prostu nie chciało mi się go wrzucić ; _ ; Przepraszam, jeszcze dzisiaj go dodam. Tymczasem...


Zasady:

- Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- Pokazać nagrodę "Versatile Blogger Award" u siebie na blogu,
- Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- Nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

7 faktów:

1. Uwielbiam yaoi *-*.
2. Mam ksywkę Czołg xD.
3. Nie cierpię matmy.
4. Zaczęłam się interesować Azją po obejrzeniu Naruto.
5. Jestem kompletnym nołlajfem. 
6. Moje ulubione zwierzęta to alpaki i pandy.
7. Chciałabym mieć żółwia xD

Strasznie lamerskie, ale ciężko wymyślić coś lepszego, gdy potrzeba xD

Nominowane blogi:
1. sosorrybutiloveyou.blogspot.com
2. powerkpopff.blogspot.com
3. keepcalmandloveexo.blogspot.com

I... to tyle xDDD
Nie no, naprawdę to wszystko z mojej strony. Wiem, że miało być 15 blogów, ale nie przychodzi mi na myśl nikt inny. Wybaczcie ; _ ;



piątek, 15 marca 2013

3. Oczekiwania, a rzeczywistość.


Sieeema~! Znów zwlekałam z dodaniem rozdziału, ale leń jestem i tyle w temacie ; _ ;. Rozdział jest długi, a nawet bardzo. Starałam się go sprawdzić jak najlepiej mogę, ale może się nawinąć jakaś literówka. Z góry uprzedzam, że rozdział ten jest pełen idiotycznych wahań nastrojów bohaterki. Nie wiem jak mogłam napisać coś takiego, ale nie będę już niczego zmieniać, bo tylko większego bałaganu narobię. Mam nadzieję, że wam się spodoba, zapraszam do czytania~! :3

***

Yukwon uśmiechnął się ironicznie, widząc moje wytrzeszczone oczy.
       - Witam, panie Park, pani Park. Ty - zwrócił się do Hyeri. - zapewne musisz być Taerim!
Wciąż się uśmiechał lecz tym razem bardziej lekceważąco. *Co mam zrobić?! Dlaczego on musi być taki przystojny?!* Yukwon to wysoki, dobrze (świetnie!) zbudowany chłopak koło dwudziestki. Miał czerwonawe włosy, postawione z przodu na żel. Nosił na sobie ciemne spodnie, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. Z jakiegoś powodu poczułam się zawstydzona i spuściłam wzrok, czując jak palą mnie policzki. *Co ty odwalasz Taerim?! Przecież to nie pierwszy przystojny facet jakiego spotkałaś!*
       - Nie! - zaprzeczył pan Kim ze śmiechem. - Chociaż nie dziwię się, że je pomyliłeś, są praktycznie tego samego wzrostu!
Yukwon uniósł brew *OMG OMG OMG* i spojrzał na mnie, tym razem się nie uśmiechając.
       - Ile ona ma lat? Czternaście? - zakpił. Zmarszczyłam brwi. W jednej chwili kompletnie przestał być dla mnie atrakcyjny. *Debil*.
       - Osiemnaście - wycedziłam, czerwona (tym razem nie z zawstydzenia) na twarzy.
       - Emm...Może usiądźmy? - zaproponowała moja matka. Państwo Kim wydawali się bardziej niż szczęśliwi, gdy usłyszeli tą propozycję. Gdy już wszyscy siedzieliśmy odezwał się pan Kim.
       - Myślę, że nie zostaliście sobie przedstawieni prawidłowo. - chrząknął. - Yukwon, to jest Taerim, kobieta, którą w przyszłości poślubisz. Taerim to jest Yukwon, nasz syn i spadkobierca K.Industry!
Tym razem nawet na niego nie zerknęłam i czułam, że on także tego nie zrobił.
        - Ile masz lat, Hyeri? - spytał, ignorując mnie.
        - Dwanaście. - odpowiedziała, uśmiechając się identycznie jak on. Yukwon spojrzał na nią zdumiony. Wyglądał o wiele lepiej bez tego krzywego uśmieszku na twarzy.
        - Nie masz może jeszcze jakiś ładnych sióstr, Tae coś tam? - spytał, spoglądając na mnie. Znów. Z. Tym. Uśmieszkiem.
        - Yukwon! - syknęła Soosun, ale jego to obeszło. Wyglądał wręcz na dumnego z siebie. A ja byłam wściekła. Co za niewychowany kretyn!
        - Oprócz Hyeri i TAERIM mamy jeszcze dwie córki. Dziewiętnastoletnią Miyoung i Dwudziestodwuletnią Yemin, która jest już mężatką i spodziewa się dziecka. -  uśmiechnęła się mama. - Pewnie będziecie mieli okazję poznać się na waszych zaręczynach.
Yukwon zacisnął zęby i spojrzał w bok. Ewidentnie mu ta sytuacja nie odpowiadała. No to jest nas dwoje. Wyglądał na kogoś z kim trudno się dogadać, więc jeśli rodzice zauważą, że się nienawidzimy to nam odpuszczą to całe małżeństwo?
         - Dobrze by było, żebyście się jeszcze spotkali we dwoje zanim zacznie się szkoła Taerim. Może w poniedziałek? - zaproponował ojciec. Wszyscy na nas spojrzeli z oczekiwaniem, ale ani ode mnie, ani od Yukwona nie otrzymali odpowiedzi.
         - Więc zapraszamy cię do nas w poniedziałek Taerim! - uśmiechnęli się państwo Kim. *Zadzieram kiecę i lecę.*
Nasi rodzice jeszcze przez PONAD GODZINĘ ze sobą rozmawiali, podczas gdy my milczeliśmy. Yukwon opierał głowę na ręce tak, że był zwrócony twarzą do mnie. Co nie zmienia faktu, że na mnie nie patrzył. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Cóż, wcale nie zdziwiłabym się gdyby faktycznie tak było. Postanowiłam skorzystać z okazji, że ma zamknięte oczy i przyjrzeć mu się dokładniej...


Siedziałem tam, znudzony do granic możliwości. Naprawdę czułem, że zaraz zasnę. No i bym zasnął gdyby coś, albo raczej ktoś, nie zaczął mi się namiętnie przyglądać.
       - Napatrzyłaś się już? - zakpiłem i leniwie podniosłem powieki, żeby zobaczyć jej reakcję. Rozszerzyła oczy i czerwona na twarzy spojrzała na swoje ręce, które cały czas tarmosiła.
Na początku widać było, że jej się podobam, ale teraz tylko posyłała mi złowrogie spojrzenia co jakiś czas. Chyba jednak nie przypadłem jej do gustu, ojej! Cóż za pech!
Westchnąłem ciężko. Od kilku dni chodzę jak struty przez tą całą akcję z małżeństwem. No bo serio? Zaaranżowane małżeństwo? Nie żyjemy w średniowieczu do cholery!
Moje przemyślenia, przerwał telefon, który zawibrował mi w kieszeni spodni. Wyciągnąłem go w miarę dyskretnie, żeby nikt nie zauważył i spojrzałem na wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia od Jiyeon, mojej dziewczyny, i jedna wiadomość od Zico, którą szybko sprawdziłem.

Od: Zico
Cześć stary! Jak tam spotkanie? Ładna ta twoja żona? ;>

Pokręciłem głową z dezaprobatą. Wszyscy mają mnie za flirciarza i playboya, ale oni nie znają Zico. Ja się spotykam z kobietami, a Zico sypia z kobietami. I to jest właśnie zasadnicza różnica między nami.

Do: Zico
Nuda jak cholera. Ile ja bym dał, żeby być teraz z moją kochaną Jiyeon ._. Cóż, ładniejsze w życiu widziałem.

Taka prawda. Moja przyszła narzeczona nie jest jakoś specjalnie ładna. Jest przeciętna, chociaż kilka rzeczy może przyciągnąć uwagę. Pierwszą są jej włosy, długie, jasne loki z pewnością miękkie w dotyku, chociaż nie miałem ochoty tego sprawdzać. Drugą rzeczą są usta. Ładnie wykrojone, nie za duże, nie za małe...Minusem jest jej wzrost. Jej dwunastoletnia siostra jest wyższa! Na pewno ma mniej niż 160. Kolejnym minusem są jej piersi, a raczej ich brak. Nie podoba mi się także jej waga. Nie to, że jest za gruba, nadwaga nie jest dla mnie problemem, ale ta dziewczyna jest chyba głodzona. Ile ona waży? 30 kg? Skóra i kości.
Pewnie myśli, że przez cały ten czas ją ignorowałem, ale się myli. Obserwowałem ją i to bardzo uważnie, ale ja umiem to robić bardziej dyskretnie od niej.

Od: Zico
Aż tak źle? Kolego, ale się wpakowałeś! Co nie zmienia faktu, że chcę ją poznać! Ile ma lat? Dziewica?

Parsknąłem cicho. No tak, podstawowe pytania.

Do: Zico
Osiemnaście. Będziesz miał twardy orzech do zgryzienia...

Od: Zico
Żelazna dziewica, co? Lubię takie, jest więcej satysfakcji, gdy już mi się uda. ;)

      - Yukwon! Zbieramy się! - z cichym westchnieniem ulgi, wstałem. Pożegnałem się grzecznie z państwem Park, jak nakazywały zasady dobrego wychowania i kiwnąłem głową Hyeri, która zrobiła to samo. Odwróciłem się w stronę Taerim z kpiącym uśmieszkiem.
       - Do poniedziałku, Taeshin - pomachałem jej i razem z rodzicami skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Rozbawiła mnie jej rozdrażniona mina, gdy znów udałem, że nie pamiętam jej imienia. Póki co, mogłem się z nią trochę zabawić. Rodzice chyba oszaleli jeśli myśleli, że naprawdę się z nią ożenię. Zgodziłem się tylko po to, żeby dali mi spokój. I tak ostatnio mieli do mnie pretensje o wszystko, a tak przynajmniej myślą, że wróciłem na ścieżkę posłuszeństwa i poświęcę się dla dobra ogólnego. Poza tym ta Taerim...Nie cierpię takich dziewczyn jak ona. Takich, które irytują mnie samym oddychaniem.Widzisz taką i już wiesz, że utrudni ci życie.

***

Ku mojemu niezadowoleniu poniedziałek nadszedł w oka mgnieniu. Tym razem nie byłam zdenerwowana. Nie spodziewałam się za wiele z jego strony, ale tak sobie pomyślałam, że jeśli tym razem będzie dla mnie chamski to idę do rodziców i powiem im, że nie wyjdę za tego człowieka! Dokładnie! Tak właśnie będzie!
...
Albo i nie. Nie ważne co bym sobie postanowiła na ten temat i tak nie będę miała odwagi odmówić rodzicom. Wiedziałam ile dla nich znaczy ta firma, i że zrobili by wszystko, żeby ją uratować. Dlaczego ja muszę być taka słaba?
Wcześniej, telefonicznie umówiłam się z państwem Kim, że przyjdę na 13, a tym czasem jest 12:30, a ja już jestem na miejscu. No Taerim, widać jak ci nie zależy. Nie chciałam przyjść za wcześnie, więc pokręciłam się po okolicy. Wszędzie stały wielkie wille, a na podjazdach drogie samochody. Ja mieszkam w podobnej okolicy, ale tutaj jest o wiele bardziej luksusowo. Patrzyłam na wszystko zaciekawiona, jednocześnie starając się w miarę możliwości zapamiętać krajobraz, żebym wiedziała jak wrócić pod willę Kim'ów.
Szybko minęło mi te 30 minut na zwiedzeniu osiedla, ulicy, czy co to tam jest. Wracałam w wielkim pośpiechu, a i tak nie obyło się bez tego, żebym się nie zgubiła. Ostatecznie przyszłam z 20 minutowym spóźnieniem.
Zdyszana zadzwoniłam do drzwi, które w błyskawicznym tempie otworzyła mi jakaś pokojówka z kamienną twarzą. Naprawdę, nawet nie mrugała. Powitała mnie sztywno i zaprowadziła do salonu, gdzie czekała na mnie herbata, ciasteczka i wesoło uśmiechająca się druga pokojówka.
       - Witaj panienko Park! - zaświergotała i pokazała mi ręką miejsce na kanapie.
       - Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam, niepewnie siadając na białej, skórzanej sofie.
       - Yukwon także się spóźni, więc naprawdę nie ma problemu! Proszę poczekać tutaj chwilę, a my tym czasem zajmiemy się swoimi obowiązkami. Częstuj się! - ponownie uśmiechnęła się szeroko, odchodząc razem ze swoją "koleżanką", a ja skrzywiłam się, na samą myśl, że ten typek się spóźni. Jeśli to ma to wyglądać tak, jak ostatnim razem to ja dziękuję.

Zerknęłam nerwowo na zegarek. Dwie godziny. Siedzę tutaj równo dwie godziny i czekam na tego pieprzonego paniczyka.
       - Panno Park...nie chcę cię wyganiać, ale myślę, że dalsze czekanie nie ma sensu... - odwróciłam głowę w stronę tej wesoło uśmiechającej się pokojówki, która teraz wyglądała na zawiedzioną i zawstydzoną.
       - Ma pani rację - pokiwałam głową. - Pójdę już.
       - Odprowadzić pa...
       - Poradzę sobie, dziękuję za ciasteczka. - nie czekając na jej reakcję, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nienawidziłam tego chłopaka do granic możliwości! Jak on mógł coś takiego odwalić?! Doskonale wiedział, że mam dzisiaj przyjść!
Już miałam otworzyć drzwi, gdy ktoś gwałtownym ruchem otworzył je z drugiej strony, tym samym przywalając mi w twarz aż cofnęłam się kilka kroków.
       - O szlag! - syknęłam i złapałam się za nos, z którego zaczęła lecieć krew. Zza drzwi wyszedł Yukwon i jakaś dziewczyna, która patrzyła na mnie zmartwiona.
       - Ooo - wydał z siebie dźwięk. - Nic...nic ci nie jest?
       - Czy to ci wygląda na nic?! - warknęłam. Minęłam go, szturchając przy okazji w ramię. Słyszałam jeszcze jak coś do mnie krzyczy, ale byłam za daleko, żeby usłyszeć. Z resztą nawet nie chciałam słyszeć co ten buc ma mi do powiedzenia.
Minęłam kilkoro ludzi, którzy zmartwieni pytali czy nie trzeba mi pomocy, ale ja każdemu odmawiałam. Wreszcie kiedy krew zaczęła lecieć jeszcze bardziej obficie, zaczęłam jedną ręką szukać chusteczek w torebce, drugą próbując powstrzymać krwotok. Miałam zwykłą, czarną, płytką torebeczkę i gdy wreszcie wyjęłam chusteczki, wypadł mi telefon. Na chodnik. No myślałam, że się zastrzelę. Powoli zaczynałam panikować. Drżącymi rękami przyłożyłam chusteczkę do nosa, a drugą podniosłam telefon, na którego przodzie była teraz okropna szrama. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Skoro rozwaliłam telefon to jak do jasnej cholery mam zadzwonić po kogoś, żeby mnie odebrał?
Szłam tak chodnikiem tak ostatnia sierota, z rozmazanym makijażem i zakrwawioną chusteczką przy nosie, który ani na chwilę nie przestawał krwawić. Zastanawiałam się czy gdzieś w okolicy może być budka telefoniczna.
       - Przepraszam bardzo - zaczepiłam pewną starszą panią. - Jest tu gdzieś może budka telefoniczna w okolicy?
       - Matko boska! Dziecko co ci się stało?! Ktoś cię zaatakował?! Mam zadzwonić na policję?! A może na straż pożarną?! - zaczęła lamentować, a ja szybko się ulotniłam. Dlaczego ja muszę mieć takiego cholernego pecha?
Niedługo później nos przestał krwawić, ale spuchł strasznie i wciąż bolał jak diabli. Nie był złamany, ale porządnie stłuczony.
Usiadłam na ławce w parku i schowałam głowę w dłoniach. Definitywnie najgorszy dzień mojego życia. Nie dość, że jestem niezdarna to jeszcze głupia. Zdesperowana szukałam budki telefonicznej, a nawet nie znałam niczyjego numeru. Nawet swojego nie znałam. Utknęłam na tym cholernym osiedlu i jeszcze nie wiem jak wrócić do posiadłości do Kim'ów. Zaczęłam cicho szlochać. Co mam teraz zrobić...?

Nie wiem ile tak siedziałam na tej ławce. Pewnie kilka godzin, bo zdążyło się już porządnie ściemnić. Zaczynało mi być zimno. Nie było dzisiaj jakoś super ciepło, a ja miałam tylko szorty i koszulkę z krótkim rękawem. Byłam głodna, chciało mi się pić i spać. Powoli traciłam nadzieję na to, że ktoś zacznie mnie szukać. Nasz szofer miał odebrać mnie, gdy do niego zadzwonię, a bez telefonu jest to niewykonalne. Próbowałam zaczepiać ludzi na ulicy, ale jak mnie nie ignorowali to grozili policją. Nos wciąż mnie bolał, ale przynajmniej przestał puchnąć.
Położyłam się na twardej ławce, podkładając sobie torebkę pod głowę i skuliłam się w miarę możliwości, żeby było mi cieplej. Nie chciałam zasypiać, ponieważ bałam się, że ktoś mnie okradnie albo porwie albo zgwałci albo...
       - Taerim? - dosłownie podskoczyłam, gdy usłyszałam czyjś głos na sobą. Wyprostowałam się i zobaczyłam przed sobą...
       - Luhan? Luhan! Dzięki Bogu! - wykrzyknęłam i przytuliłam się do niego z całej siły. Luhan jest byłym chłopakiem Miyoung. Z tego co mi wiadomo to był jej pierwszą miłością, chociaż ona tyle tych pierwszszych miłości w życiu miała, że nie wiadomo, która to ta prawdziwa.
       - Co ty tutaj robisz w takim stanie i o tej porze Taerim? - spytał zmartwiony i odgarnął mi włosy za ucho. - Uderzył cię ktoś?!
       - Nie... - zająknęłam się.
       - Kto?!
       - Nikt, dostałam drzwiami. - uspokoiłam go.
       - To nie zmienia faktu, że to wygląda okropnie. Chodź, pójdziemy do mnie, opatrzę ci to i wszystko mi wyjaśnisz, dobra? - kiwnęłam głową i złapałam Luhana pod rękę.
       - Nie wiedziałam, że mieszkasz w okolicy - odezwałam się. Luhan uśmiechnął się. - Przeprowadziłem się tutaj niedawno z moją nową dziewczyną.
       - Masz nową dziewczynę? Uuuu opowiadaj - zachichotałam, po czym skrzywiłam się. Próbowałam ignorować ten cholerny ból, ale kiepsko mi to wychodziło.
       - Boli cię? - zignorował moje pytanie i jeszcze raz przyjrzał się mojemu nosowi.
       - Nie aż tak bardzo - zaprzeczyłam. Luhan westchnął, ale uśmiechnął się ciepło.
       - No mam, mam - kontynuował. - Jest...niesamowita. Wiesz, bardzo przypomina mi ciebie.
       - Naprawdę? Dlaczego? - zainteresowałam się.
       - Jest tak samo niezdarna jak ty i cały czas wpakowuje się w kłopoty - zaśmiał się. - No i jest słodka, i miła, i kochana...
       - Gdyby nie to, że opowiadasz mi o swojej dziewczynie, pomyślałabym, że ze mną flirtujesz - parsknęłam.
       - Pewnie! No daj buzi swojemu oppie! - drażnił się. Położyłam dłoń na jego twarzy i odsunęłam ją od siebie. Po tym już nic nie mówiliśmy, ale ta cisza nie była niezręczna.
       - Zaraz będziemy na miejscu. - Poinformował mnie. I rzeczywiście, jakieś 5 minut później doszliśmy do średniej wielkości, przytulnie wyglądającego domku. Luhan otworzył mi drzwi, a ja weszłam i ściągnęłam buty.
       - Idź dalej, nie stój tak! - zaśmiał się, widząc moją zdezorientowaną minę. Popchnął mnie lekko i zaprowadził do salonu. W tym samym momencie z kuchni wyszła niska, słodko wyglądająca dziewczyna z łyżką w ręce i w fartuszku w pandy. Faktycznie podobna do mnie.
       - Już jesteś kochanie? - spytała z szerokim uśmiechem i wtedy jej spojrzenie przeniosło się na mnie. - Omo, kto to?
       - To jest Taerim, znajoma. Znalazłem ją w takim stanie, leżącą na ławce w parku i nie mogłem jej zostawić. - dziewczyna Luhana zerknęła na mnie przerażona i wbiegła z powrotem do kuchni, żeby zaraz znów wybiec, tym razem z apteczką w ręku. Posadziła mnie na kanapie, a sama usiadła obok mnie. Podniosła lekko moją głowę w stronę światła i uważnie obejrzała mój nos.
       - Na szczęście nie złamany - odetchnęła. - A tak swoją drogą to jestem Haesu.
       - Taerim. - powiedziałam. - Ow ow ow!
Haesu nie zastanawiała się długo i od razu polała zdarte miejsce wodą utlenioną. Myślałam, że umrę na miejscu.

Po "operacji" siedziałam na kanapie w domu Luhana. Na rance miałam plaster, a na całym nosie, paczkę lodu. Wcześniej Haesu poczęstowała mnie kolacją zrobioną przez siebie i muszę przyznać, że była wyśmienita.
Gdy ja siedziałam w salonie i "oglądałam" TV, Luhan ze swoją dziewczyną zmywali naczynia, śmiejąc się przy tym wesoło. Mi samej uśmiech cisnął się na usta, gdy widziałam jak świetnie się razem dogadują.
Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Była już prawie północ. Podłożyłam sobie poduszkę pod głowę i opatuliłam się kocem leżącym obok.
       - Taerim? Taerim nie zasypiaj teraz, zaraz przyjedzie po ciebie Daesung - oznajmił Luhan, szturchając mnie delikatnie w ramię. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego zdezorientowana.
       - Daesung?
       - Zadzwoniłem do Miyoung, że jesteś u mnie. Akurat byli u was Daesung z Yemin, więc dobrze się złożyło, ponieważ z tego co mi wiadomo to tylko Daesung ma prawo jazdy.
Kiwnęłam głową.
       - Gdy przyjedzie opowiesz nam wszystko dobrze? To jak się tutaj znalazłaś w takim stanie. - uśmiechnął się i usiadł obok mnie, żeby dotrzymać mi towarzystwa. Chwilę później przyszła Haesu i usiadła po mojej drugiej stronie.
       - Długo już jesteście razem? - spytałam. Miałam przymknięte oczy i czułam, że zaraz zasnę.
       - Niecały rok - powiedział Luhan. Już miałam coś powiedzieć, ale przerwało mi nachalne pukanie do drzwi. Haesu mruknęła, że otworzy i zniknęła w korytarzu. Doszły do mnie jeszcze jakieś ciche rozmowy dopóki ktoś znikąd pojawił się w salonie i dosłownie porwał mnie w ramiona.
       - Taerim! Chwała Bogu! - krzyknął Daesung i przytulił mnie jeszcze mocniej. Za nim zauważyłam Miyoung, która stała niezręcznie w progu.
       - Wejdź dalej, Miong - zaśmiał się Luhan, używając zdrobnienia jakie kiedyś jej nadał. Było debilne, ale nigdy nic nie mówiłam. Miyoung chrząknęła, ale weszła dalej. Gdy Daesung wreszcie mnie puścił, tym razem ona się do mnie przykleiła.
       - Tak bardzo się martwiliśmy... - szepnęła.
Gdy już wszyscy nieco "ochłonęliśmy", a szczególnie Daesung i siedzieliśmy razem w salonie, nastała nieco niezręczna cisza.
       - Kawy, herbaty? - spytała Haesu.
       - Ja poproszę kawę - uśmiechnął się do niej Daesung z wdzięcznością.
       - I ja - odezwał się Luhan.
       - A ty, Miyoung? Może Taerim? - zwróciła się do nas. Obydwie pokręciłyśmy głowami na znak, że nic nam nie potrzeba.
       - Więc może nam wyjaśnisz, Taerim, jak się tutaj znalazłaś? - zapytał Daesung, kilkanaście minut później, gdy już wszyscy byliśmy w salonie i nikomu nic nie brakowało. Z ciężkim westchnieniem zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Luhana i Haesu musiałam wtajemniczyć w sprawę małżeństwa. Moje gadanie nie trwało długo. Nie chciałam wdawać się w szczegóły, bo byłam zbyt zmęczona. I tak ledwo co mówiłam.
       - Nie wierzę...Co za... - Miyoung była oburzona. - On nie ma uczuć do cholery?!
Wzruszyłam ramionami.
       - Zbieramy się - zwrócił się do nas Daesung i wstał. - Dziękuję za kawę, Haesu.
       - I nic nie powiesz na ten temat?! - wybuchnęła Miyoung.
       - A co ja mogę? Nic. Wszystko zależy od Taerim. - powiedział Dae.
Miyo prychnęła, ale posłusznie poszła za nami do wejścia.
       - Bardzo wam dziękuję, że zajęliście się Taerim. - odezwała się Miyoung i skłoniła lekko.
       - Nie ma problemu - uśmiechnął się Luhan. - Do zobaczenia...Miong.

Patrzyłam przez okno samochodu, jak Miyoung żegna się z Luhanem. Widać było, że jest między nimi niezręcznie.
       - Taerim, masz koc i spróbuj się przespać. Droga zajmie nam godzinę, więc nie ma sensu, żebyś się męczyła. - powiedział Daesung i sięgnął po koc, który leżał na tylnym siedzeniu. Pokiwałam głową i ułożyłam się w miarę wygodnie, gdy Dae okrywał mnie kocem.
       - Miłych snów Taerim. - uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie w czoło. Odwzajemniłam uśmiech i szybko zasnęłam, licząc, że nigdy więcej nie będę musiała oglądać Yukwona na oczy.

***

Z cichym jękiem przewróciłam się na plecy, czując straszny ból w lędźwiach i karku. Jakby mnie ktoś czołgiem przejechał. Leniwie przetarłam oczy.
       - Wyspałaś się księżniczko? - ktoś szepnął mi do ucha seksownym głosem. Podskoczyłam i odsunęłam się jak najdalej mogłam od źródła głosu, w wyniku czego spadłam z łóżka. Stęknęłam i spróbowałam wygrzebać się z kołdry, w którą się zaplątałam, ale z kiepskim skutkiem.
       - Taeś, Taeś, ale z ciebie sierota - zaśmiał się i ściągnął ze mnie kołdrę.
       - Joon? - mruknęłam zdezorienetowana, widząc nad sobą jego uśmiechniętą twarz. - Chcesz mnie zabić kretynie?!
       - Tak witasz swoją najlepszą psiapsiółkę po 2 miesiącach rozłąki?! - zawołał i popatrzył na mnie z wyrzutem. Wywróciłam oczami, słysząc, że mówi o sobie jak o kobiecie. - Zasługujesz na karę!
I dosłownie rzucił się na mnie, zaczynając łaskotać. Turlaliśmy się po podłodze, wyzywając się nawzajem i żadne z nas nie chciało dać za wygraną.
Ostatecznie i tak skończyło się na tym, że ja leżałam na brzuchu, a on na mnie.
       - A teraz buzi! - nadstawił policzek.
       - To faktycznie kara - mruknęłam.
       - Yah! Naprawdę się za tobą stęskniłem - wymruczał mi do ucha i jeszcze mocniej się do mnie przykleił.
       - Złaź ze mnie, Changsun - warknęłam, czerwona na twarzy. Joon uwielbiał wszelkiego rodzaju, przytulanki, całowanki i te różne inne sprawy. I to zwykle ja padałam jego ofiarą. Wcześniej próbował z Hyeri, ale ta szybko postawiła go do pionu i już więcej do niej nie podchodził za blisko. Joon posłusznie zszedł ze mnie i odgarnął sobie włosy z twarzy.
       - Jak się czujesz Taerim? - spytał zmartwiony. Odetchnęłam głęboko.
       - Zajebiście - oznajmiłam i rozmasowałam głowę, którą uderzyłam o twardą podłogę.
       - Przynajmniej twój nos wygląda już lepiej - uśmiechnął się.
       - Kto cię tutaj w ogóle wpuścił, padalcu?
       - Hyeeeeeri! - zachichotał i przyłożył sobie rękę do serca. - Wiedziałem, że jednak mnie kocha.
       - Ta. - burknęłam.
       - Nie wiem czy wiesz, droga Taerim, ale dzisiaj jest ostatni dzień wakacji i zamierzam wyciągnąć cię na miasto. Więc wskakuj w jakąś ładną sukienkę, jebnij sobie majkapik i...
       - Nigdzie nie idę. - Zgarnęłam z podłogi dresy i koszulkę, w których chodziłam jeszcze wczoraj rano i wyszłam z pokoju kierując się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, a włosy związałam w luźnego kucyka. Uważnie obejrzałam mój nos w lusterku, widząc, że opuchlizna, co prawda nie w całości, ale zeszła. Delikatnie zdjęłam plasterek, krzywiąc się przy tym. Ranka także nie wyglądała już tak źle. Haesu musiała mi to czymś posmarować. Poszukałam w szafce nad umywalką jakiejś maści, którą mogłabym posmarować ten nieszczęsny nos. No i znalazłam , chociaż nie byłam pewna czy to mi w czymkolwiek pomoże, bo nie była to maść specjalna na jakieś zadrapania. No, ale mniejsza o to. Wygrzebałam także jakiś plasterek i nakleiłam go ostrożnie tam, gdzie wcześniej rozprowadziłam maść. Powinno być dobrze.
Gdy wyszłam z łazienki od razu się cofnęłam gotowa się tam zamknąć i nigdy nie wychodzić. Przed drzwiami czatował nie kto inny jak Joon, patrząc na mnie niewinnie.
       - Czy ty nie wiesz kiedy odpuścić? - warknęłam i zaczęłam schodzić na dół, a Joon za mną. Nie wiem czy on zdaje sobie sprawę, jak bardzo czasem działa mi na na nerwy. Gdy już byłam na dole od razu skierowałam się do kuchni gdzie na stole czekał na mnie stos kanapek. Uniosłam brew i spojrzałam podejrzliwie na Changsuna. - Nie mów, że ty to zrobiłeś.
       - Nie, nie! - zaśmiał się. - Poprosiłem Haeji, żeby cię nie budziła i zrobiła ci coś takiego, co będziesz mogła zjeść bez odgrzewania.
Momentalnie cała moja złość przeszła. Może i był irytujący, ale zawsze się o mnie troszczył jak nikt inny.
       - To miłe... - Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam jeść. Byłam naprawdę głodna.
       - Taerim...dlaczego nie powiedziałaś mi o tym małżeństwie? - spytał, patrząc na mnie całkowicie poważnie.
       - Sama nie wiem. - westchnęłam. Joon złapał moją rękę.
       - Taeś, jesteśmy przyjaciółmi od pieluchy, chyba wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?
Spuściłam głowę i nic nie odpowiedziałam. Oczywiście, że to wiedziałam. Zawsze mówiliśmy sobie o wszystkim, nawet o tych najdziwniejszych i najbardziej zawstydzających sprawach. Faktycznie to było nie w porządku. Nie powinnam była go okłamywać, ale nie cofnę teraz czasu.
       - Przepraszam. - szepnęłam i tym razem to ja się do niego przytuliłam. - To mnie po prostu przerasta. Na początku byłam dobrej myśli, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej sądzę, że to był zły pomysł, że sobie nie poradzę. Naprawdę chcę pomóc rodzicom uratować firmę, a...
       - Ale za jaką cenę Taerim? Dlaczego tak bardzo chcesz uszczęśliwiać innych za cenę swojego szczęścia?
       - Moje szczęście się tutaj nie liczy Changsun. Nikt nie będzie mnie pytał czy mi się to podoba czy nie. To jest coś co muszę zrobić.
       - A co jeśli takie sytuacje tak ta wczoraj się powtórzą?! Nie znasz go, nie wiesz jaki jest! - krzyknął. Odwróciłam wzrok.
       - Nie rozumiesz.
       - Ja nie rozumiem? Cholera, Taerim! Krzywdzisz sama siebie!
       - No i bardzo dobrze! Zrobię to, czy ci się to podoba czy nie!
       - Bo co?! Bo myślisz, że to właściwe?!
       - To jest właściwe!
       - Sama przed chwilą mówiłaś mi, że sobie nie radzisz, żałujesz, że się w ogóle na to zgodziłaś, więc dlaczego do jasnej cholery zapierasz się i nie chcesz z tego zrezygnować?!
       - Przestań na mnie krzyczeć! - wstałam i podeszłam do niego, patrząc na niego z furią w oczach. - Nic ci do tego, co ja robię i czy to jest właściwe, czy nie!
       - Ach tak? Więc przepraszam, że się o ciebie martwiłem. - warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Osunęłam się na podłogę ze łzami w oczach. Joon miał rację, skrzywdzę sama siebie, ale co ja mogę zrobić? Nie zależało mi na niczym, nawet na moim własnym szczęściu, tylko na tym, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Żeby któregoś dnia uśmiechnęli się do mnie i powiedzieli "To wszystko dzięki tobie. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej córki.". Dlaczego on nie potrafił tego zrozumieć? Byłam pełna sprzecznych uczuć. Najpierw przeżywam, że nie dam sobie rady, a później, że to zrobię i nie dam się złamać. Tylko, które uczucie jest właściwe? Czy naprawdę powinnam z tego zrezygnować, czy nie dać za wygraną i pokazać, że jestem silna? Czułam się źle z myślą, że pokłóciłam się z Joonem. I to nie była byle jaka sprzeczka.
Niby ta sytuacja z nosem powinna przechylić czarę goryczy. Myślałam, że może tym razem pokaże mi się z innej strony, ale rzeczywistość brutalnie uderzyła mnie w twarz. I to dosłownie.
       - Taerim? Co się stało? - Hyeri podeszła do mnie i podciągnęła mnie na nogi. - Czy to przez Changsuna? Zrobił ci coś?
       - Nie. - pociągnęłam nosem i wytarłam mokre policzki. - Hyeri, powiedz mi, myślisz, że dam sobie radę? Czy powinnam zrezygnować?
       - Ta decyzja nie należy do mnie. - mruknęła i zaciągnęła mnie do salonu, na kanapę. - Ale dlaczego teraz masz wątpliwości? Z tego co mi wiadomo to nie zwlekałaś zbyt długo z podjęciem się tego wyzwania.
       - I tutaj jest problem. Z jednej strony, czuję, że to jest ponad moje siły, a z drugiej wiem, że to właśnie taką drogę wybrałam i nawet jeśli jest to droga pełna dołów i zakrętów to na jej końcu będzie szczęście.
       - To zależy od ciebie Taerim. - powiedziała i z tymi słowami mnie zostawiła.



środa, 6 marca 2013

2. Konfrontacja.

Joł~! Na początek chciałabym przeprosić za zwłokę, ale zapomniałam jaki miałam email i nie chciało mi się myśleć xD Ten rozdział też nie jest zbyt porywający i długi, ale rozkręcam się, no :3
Zapraszam do czytania~

***


Jęknęłam głośno, czując jak słońce razi mnie po oczach. Chwilę później usłyszałam głos naszej pokojówki, Haeji, dosłownie koło mojego ucha co mnie trochę otrzeźwiło.
       - Pora wstawać Taerim! Dzisiaj wielki dzień! - zaświergotała. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. O ile się znam na tym urządzeniu to jest 8 rano, a ja spałam szalone dwie godziny. Z głośny jękiem walnęłam się z powrotem na plecy, ale zamiast trafić głową w miękkie poduszki, trafiłam na poręcz od łóżka. 
       - Ow ow ow ow - jęknęłam, zwijając się w kulkę i jedną ręką masując tył głowy. Haeji westchnęła z politowaniem i wyszła, wcześniej informując mnie, żebym się pośpieszyła, bo śniadanie jest już gotowe. Z jakiegoś powodu to zawsze mnie budzi pierwsza i z jakiegoś powodu zawsze musi wracać i ponownie mnie budzić, niestety, używając wtedy bardziej...bestialskich metod takich jak wylanie mi na twarz kubka zimnej wody albo zwalenie z łóżka. Haeji to sadystka i uwielbia się nade mną znęcać, ale z drugiej strony, gdyby nie to to chyba nigdy nie byłabym w stanie wstać i się ogarnąć. 
Dzisiaj było inaczej. Mimo, że spałam tylko te dwie bite godziny, czułam się jakbym przespała całą wieczność. Nie miałam ochoty na śniadanie, ale wypada zejść i zjeść z rodziną. 

Już 20 minut później byłam zwarta i gotowa. Prawie. Miałam na sobie dresy i starą koszulka Daesunga, którą mu kiedyś zawaliłam z domu. Nie był to może zbyt wyjściowy ubiór, ale nie było sensu ubierać się jakoś przesadnie elegancko, w końcu do tego całego spotkanie jest jeszcze kilka godzin (chwała Bogu!). Usiadłam Obok Hyeri, która czytała gazetę i bez patrzenia na talerz nabijała sobie kawałki jedzenia na widelec. Zawsze trochę jej zazdrościłam. Była wysportowana (mistrzostwo kraju w wushu), inteligentna (średnia 5,86!), sprytna i potrafiła robić idealnie kilka rzeczy na raz, czego właśnie najbardziej pożądałam. Nie wiem po kim to miałam, ale byłam straszną niezdarą, która nawet nie potrafi utrzymać równowagi, a co dopiero robić dwie rzeczy na raz, skoro nawet jednej nie mogę zrobić dobrze. Tak to ja. 

Dzień zapowiadał się bardzo obiecująco. Od kilku dni nieustannie padał deszcz, chociaż dopiero kończył się sierpień, więc powinno być względnie ciepło, a akurat dzisiaj słońce postanowiło wyjrzeć zza chmur. Może to jakiś znak...?
Moje denne przemyślenia (naprawdę, czasami robię się cholernie nudna) przerwali rodzice, którzy dumnym krokiem wkroczyli do jadalni, siadając na przeciwko mnie i Hyeri. Chwilę później pojawiła się Miyoung. Nie kłopotała się ona nawet ze zdjęciem swojej pidżamy, która składała się z jedwabnej, ledwo przykrywającej tyłek koszulki na ramiączkach z koronką na dole. Kiedyś, gdy byłam z nią na zakupach w Victoria Secret (nie pytajcie...) kazała mi przymierzyć takie cacko. Nie wyglądało to do końca tak, jak to sobie wyobrażałam. Na szczęście Miyoung nigdy więcej nie próbowała zmuszać mnie do noszenia seksownych rzeczy. Osobiście preferuję moją pidżamę, czyli różowe, lamerskie bokserki z lamą na tyłku i zieloną, za dużą koszulkę z uśmiechniętą tęczą. 
     - Chyba o czymś zapomniałaś, Miyoung - warknął ojciec. Miyo usiadła beztrosko na siedzeniu między Hyeri, a matką i uśmiechnęła się słodko. 
     - Zapomniała czegoś? Co to może być? - spytała niewinnie. Z nas wszystkich to własnie Miyoung była tą, która najbardziej prowokowała ojca i cały czas szukała powodu do kłótni z rodzicami. Nie za bardzo mi to odpowiadało, ponieważ nie lubiłam, gdy się sprzeczali.
Jako dziecko bałam się ojca. Często krzyczał na Yemin, która często buntowała się przeciwko jego srogiemu wychowywaniu jej i nas. Czułam wtedy do niego sztuczny respekt, spowodowany strachem, a nie jego postawą, będącą dla mnie przykładem i jego czynami, które powinny mi imponować. Ojciec był i wciąż jest, ostatnią osobą, z której chciałabym brać przykład. 
     - Myślę, że zapomniałaś się ubrać - wycedził, czerwony ze złości. Ja i Hyeri byłyśmy już przyzwyczajone do jej akcji tego typu. Często latała po domu półnago, a gdy rodzice byli w jakiejść podróży służbowej, sprowadzała sobie do domu chłopaków. Nie jednokrotnie widziała także jak prosi Kyungmi, żeby nic nie mówiła rodzicom. 
Miyoung wzruszyła ramionami na uwagę ojca, nie przerywając jedzenia. Przez dłuższy czas panowała niezręczna cisza, którą przerywało tylko stukanie sztućców o talerze. 
     - Hyeri, kiedy następne mistrzostwa w wushu? - spytała mama, próbując chociaż trochę rozładować napięcie. 
     - Nie wiem. - mruknęła zza gazety. Tym razem już nikt nie odważył się kolejny raz odezwać. Resztę śniadania zjedliśmy milcząc. Pierwsza wyszła Hyeri, później Miyoung, a na końcu ja. Gdy już to zrobiłam i miałam zacząć wchodzić na schody, zatrzymał mnie głos ojca. Spojrzałam na niego znad ramienia, nie odwracając się do niego całym ciałem.
     - Bądź gotowa na 17:30. Szofer przyjdzie 5 minut wcześniej. Ubierz się elegancko, żebyś nie przyniosła nam wstydu. Pamiętaj, nie odzywaj się nie pytana i nie mlaskaj przy jedzeniu. Nie nie nakładaj sobie też za dużo jedzenia do buzi, tak jak to zawsze robisz i nie przekładaj widelca z ręki do ręki, bo tak ci wygodniej jeść. Mówię ci to, ponieważ nie będziemy już mieli okazji się spotkać, a gdy ty dojedziesz do restauracji, Kim'owie już tam prawdopodobnie będą. - Ponieważ uznałam to już za koniec rozmowy, weszłam na pierwszy stopień. - Jeszcze nie skończyłem. Gdy zobaczysz Kim'ów, nie zapomnij skłonić im się nisko, rozumiemy się? 
Kiwnęłam głową i tym razem już mnie nie zatrzymał. 

Ponieważ pochodzę z takiej, a nie innej rodziny, jako małe dziecko musiała znać saviour-vivre, więc nie wiem po co on mi to mówi skoro wiem, jak trzeba zachować się przy stole w odpowiednim towarzystwie. 
Spojrzałam na zegar, stojący na końcu korytarza. Był to wielkie, zabytkowe pudło z kukułką, który za każdym razem budzi mnie w nocy, strasząc przy okazji. Niby po tylu latach mieszkania tutaj powinnam się przyzwyczaić i przestać się bać, ale potwory czają się wszędzie. Trzeba być czujnym.
Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, miałam jeszcze co najmniej 7 godzin wolnego czasu. 
Postanowiłam pójść do Hyeri. Pewnie i tak nie nawiążę z nią zbyt ambitnej rozmowy, ale zawsze mogę popatrzeć co robi. Wszystko wydaje się teraz lepsze od siedzenia samej w czterech ścianach. O ile normalnie lubiłam się alienować to teraz samotność była ostatnią rzeczą jakiej chciałam. Miałam nadzieję, że Hyeri zrozumie i nie wyrzuci mnie za drzwi ze słowami typu "spadaj stąd bambusie, przeszkadzasz!", co, niestety, często zdarzało mi się słyszeć z jej ust. Ostatecznie mogłabym pójść do Miyoung, ale wolałam tego raczej uniknąć. Jak by mi zaczęła gadać o ciuchach, chłopakach i innych rzeczach to chyba by mnie coś strzeliło.
Delikatnie zapukałam do drzwi Hyeri, ale odpowiedziało mi milczenie. Uniosłam brew i nacisnęłam klamkę, wsuwając się do pokoju. Jak na słoneczny, sierpniowy dzień było tu cholernie ciemno. Może to przez te grube zasłony na oknach? Pewnie tak. 
Po chwili rozglądania się po pokoju, zauważyłam, że Hyeri leży na łóżku, zwinięta w kłębek. Zaniepokoiłam się. Może jej się coś stało? Szybkim krokiem podeszłam bliżej, ale od razu się rozluźniłam, gdy zauważyłam, że po prostu zasnęła, przytulając do siebie mocno miśka, którego kupił jej kiedyś mój przyjaciel. Uśmiechnęłam się na ten widok i po cichu wyszłam. No i znów znajduję się w punkcie wyjścia. Mój dylemat pt. pójść do Miyoung, czy nie pójść do Miyoung, przerwał dzwoniący telefon. Wyjęłam komórkę z kieszeni dresów i wcisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc kto to może być.
     - Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeść kochanie - zaświergotał głos w słuchawce. Dlaczego ja musiałam odebrać ten cholerny telefon? - Tęskniłaś?
     - Ani trochę. - mruknęłam, schodząc z powrotem na dół. - Czego chcesz, Joon?
     - Pogadać z tobą! Prawie 2 miesiące się nie widzieliśmy! 
     - Wróciłeś już? - spytałam, ignorując jego lamenty. Joon, tak jak ja, jest synem bogatych ludzi i każdego roku wyjeżdża na całe wakacje do Japonii, żeby spotkać się z rodzicami, którzy prowadzą tam działalność. 
     - Właśnie siedzę w samolocie. Poflirtował bym z jakąś stewardessą, ale wszystkie są jakieś stare i brzydkie. - westchnął. No tak, cały Joon. Jeden wielki flirciarz i playboy. 
     - Spotkamy się? 
     - W szkole napewno. - otwrzyłam zamrażarkę i wyjęłam z niej wielkie pudło lodów. 
     - Nie chcę w szkole, Taerim. Chcę cię zobaczyć teraz. - Idiota. Zawsze próbuje ze mną flirtować, a przecież miał dziewczynę. Była ona w moim wieku, ale nie ważne jak bardzo starałam się ją polubić, nie dawałam rady. Wiedziałam, że ranię tym Joona, ale to już nawet nie chodziło o to, że ona się z nim spotyka. Hyunah jest typem pustej, irytującej laleczki, którą interesują przystojni kolesie. I miałam nieprzyjemność chodzić z nią do klasy. Ale nawet to, że miał dziewczynę, nie powstrzymywało go przez flirtowaniem z innymi kobietami.
     - Jesteś przecież w samolocie idioto. 
     - Możemy się spotkać później, wieczorem. - zaproponował. Usiadłam na blacie kuchenny, stawiając pudełko lodów obok siebie i spojrzałam w okno. 
     - Wybacz Joon, ale dzisiaj nie mogę. - nie ważne jak bardzo chciałabym się z nim spotkać i zapomnieć o dzisiejszym wydarzeniu, nie mogłam. 
     - Nie możesz? Taerim, jest sobota! Nawet dzisiaj rodzice obsypali cię papierkową robotą? - wydawał się zawiedziony. Przyjaźniliśmy się od piaskownicy. Nasi rodzice byli w bardzo dobrych stosunkach, więc i my często się widywaliśmy. Chodziliśmy razem do przedszkola, podstawówki, gimnazjum i teraz do liceum. Spędzaliśmy ze sobą większość naszego życia, przywiązaliśmy się do siebie nawzajem, więc dla mnie to nie dziwne, że był zawiedziony. Ja też byłam. 
      - Mhm. - Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam mu mówić, że nie mogę się z nim spotkać, ponieważ idę dzisiaj poznać mojego przyszłego męża. 
      - No trudno...
      - Trudno. Do zobaczenia w szkole. - Zanim zdążył odpowiedzieć, rozłączyłam się. Rozmowa z nim, zamiast poprawić mi humor, tylko go pogorszyła. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że decyzja, którą podjęłam wczorajszego dnia, może nie być taka odpowiednia, jak mi się na początku wydawało. Spojrzałam na wcześniej wyjęte przeze mnie pudełko lodów i schowałam je z powrotem do zamrażarki. Jakoś straciłam apetyt. 

***

Przez resztę czasu snułam się po domu jak duch. Niedługo po mojej rozmowie z Joonem, Miyoung wyszła z domu, wcześniej życząc mi powodzenia. Nie ma to jak wsparcie. O 16, z ciężkim sercem zaczęłam się szykować. Wiedziałam, że ojciec, mówiąc "ubierz się elegancko", miał na myśli sukienkę, ale nie posiadałam w mojej szafie takich bajerów. Zamiast tego założyłam granatowe, niemalże czarne, obcisłe rurki i żakiet w takim samym kolorze. Pod to biała koszula w żabotem. Pewnie ojciec i tak nie będzie usatysfakcjonowany. Nie zakładałam także obcasów, nie chciałam się zbłaźnić. 
Robienie lekkiego makijażu i czesanie włosów zajęło mi mniej czasu niż na początku myślałam i musiałam czekać jeszcze 40 minut aż przyjedzie nasz szofer. Bardzo miły człowiek. Pracuję dla naszej rodziny odkąd pamiętam i zawsze się ze mną bawił w samochodzie, gdy byłam dzieckiem i musiałam czekać na rodziców dłuższy czas w aucie. 
Zwarta i gotowa siadłam na łóżku, wpatrując się w ścianę na przeciwko mnie. Zastanawiałam się co mogę ze sobą zrobić przez ten czas, który mi został. Westchnęłam, czując, że brzuch zaczyna boleć mnie jeszcze bardziej. Miałam ochotę wymiotować z nerwów. Niemalże automatycznie wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju w tę i z powrotem, obgryzając paznokcie. Jeden z moich złych nawyków, którego nie mogę się pozbyć. 
     - Możesz do cholery przestać tak łazić po tym pokoju? Nie przeszkadzałoby mi to gdybyś tupała jak słoń! - krzyknęła Hyeri wparowując do mojego pokoju. Uniosłam brew, widząc, że ma pomiętą koszulkę, poczochrane włosy i odcisk poduszki na twarzy, a w ręce trzyma swojego miśka za ucho. 
     - Hyeeeeeeeeeeeeri - zawyłam i przytuliłam się do niej. Zesztywniała, ale po chwili delikatnie odwzajemniła uścisk. 
     - A teraz spadaj. - mruknęła i odepchnęła mnie od siebie. - Przestań się mazać! 
Zamrugałam kilka razy, czując łzy pod powiekami. Nie wiem, co mi się stało. Co chwilę zmieniał mi się humor. Raz byłam zdenerwowana, a zaraz smutna i chciało mi się płakać. W tym momencie naprawdę żałowałam, że kiedykolwiek wracałam od Yemin. Powinnam tam zostać, zabarykadować się w piwnicy i nigdy nie wychodzić. 
      - Hyeri, Hyeri, Hyeri, zrób coś! Ja nie chcę tam iść! Hyeeeeeeri! - zaczęłam chodzić w kółko po pokoju, cały czas próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. 
       - Idiotka. Wiesz, że teraz nie masz wyjścia. - mruknęła. - Poczekaj chwilę. 
I wyszła, zostawiając mnie samą. Zerknęłam na zegarek. 30 minut. Dobra, zaczynam panikować. Czy jeśli rzucę się z balkonu to będzie dobry powód, żeby nie iść? Co mam zrobić?! 
Ostatecznie, po 20 minutach myślenia, zdecydowałam, że się potknę i przez przypadek spadnę ze schodów. Planowałam także złamać sobie coś po drodze. Może akurat się uda. 
Widząc, że zostało już tylko 5 minut, cicho wysunęłam się na korytarz, gdzie koło swojego pokoju stała Hyeri, ubrana i czarne sandały, także rurki i również białą bluzkę. 
      - Ileż można na ciebie czekać? - sapnęła i podeszła w moją stronę. 
      - Jak to? - spytałam zbita z tropu. 
      - ...Dlaczego ty musisz być taka głupia? Idę z tobą. - powiedziała i zaczęła schodzić po schodach. 
      - Hyeeeeeeeeeeeeeeeeri! Koooooooooooooooooocham cię siostrzyczko! - zawyłam i zbiegłam po schodach (postanowiłam jednak nie realizować mojego planu, wobec takiego obrotu sytuacji), widząc ją w progu drzwi wejściowych, czekającą na mnie. Pokręciła głową zniesmaczona moim zachowaniem, wyszła na zewnątrz, a ja za nią. Szofer już czekał. Wysiadł z samochodu, powitał nas z uśmiechem i otworzył nam drzwi. Wsunęłyśmy się do środka. Ja siedziałam na jednym końcu siedzenia, a Hyeri na drugim. Jongmin, nasz szofer, spojrzał na nas w lusterku. 
      - Jak się czujesz Taerim? - spytał, zapalając silnik. 
      - Jak tam twoja żona Jongmin-sshi? - zmieniłam temat. Wyglądał na zmartwionego, ale nieco się rozweselił na wzmiankę o swojej żonie. 
      - Świetnie! Spodziewamy się dziecka. - powiedział z ciepłym uśmiechem na ustach, ale nawet bez tego wiedziałabym, jak bardzo jest szczęśliwy, tylko patrząc mu w oczy. 
      - Naprawdę? To świetnie! Zupełnie jak Yemin! - wyszczerzyłam się. Nie było to do końca szczere, o czym on zapewne wiedział. Pokiwał tylko głową, wciąż się uśmiechając i reszta drogi minęła nam w milczeniu. 
      - Zaraz będziemy na miejscu - poinformował nas, skręcając w bardziej ruchliwą ulicę. Przełknęłam głośno ślinę. Hyeri przez całą drogę siedziała w jednej pozycji i wpatrywała się w okno. Pewnie nawet nie mrugała. 
Chwilę później zajechaliśmy przed wielką restaurację, pewnie cholernie drogą. Cóż, na taką wyglądała. 
Szłam w kierunku wejścia z ciężkim sercem. Nogi miałam jak z ołowiu i z trudem stawiałam kroki, gdy Hyeri lekko mnie wyprzedziła i wyglądała na wyjątkowo pewną siebie. Po przekroczeniu progu restauracji, automatycznie zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu starych i grubych 30 latków, z których jeden mógł być moim potencjalnym, przyszłym mężem. Znikąd pojawił się przy nas kelner. 
     - Panny Park? - spytał. Hyeri kiwnęła głową. - Proszę za mną. 
Zaprowadził nas na drugie piętro to nieco bardziej ekstrawaganckiego pomieszczenia niż reszta. Nie siedziało tam wiele osób. Przy jednym ze stolików zauważyłam ojca z matką i dwoje, nieznajomych mi ludzi, zapewne państwo Kim. Zaraz, zaraz...dwoje? Może rozmyślili się w ostatniej chwili i nie będę musiała za nikogo wychodzić?! 
Cała czwórka wstała, widząc, że się zbliżamy. Uśmiechnęłam się do Kim'ów i ukłoniłam nisko. To samo zrobiła Hyeri. Ojciec kiwnął nam lekko głową, ale to nie było powitanie, tylko znak, że nasze wejście było takie, jakiego od nas oczekiwał. Rodzice wydawali się wiedzieć o tym, że Hyeri przyjdzie ze mną. Było to dla mnie dziwne, że tak łatwo się zgodzili. Chyba łatwo. 
      - Ty musisz być Taerim! - zaświergotała pani Kim. Miała strasznie piskliwy głos, ale czułam, że ją polubię. - Ja jestem Soosun, miło mi cię wreszcie poznać! Bardzo o dużo o tobie słyszałam! 
Uśmiechnęłam się do niej i zajęłam miejsce między nią, a pustym siedzeniem. Bynajmniej nie było ono przeznaczone dla Hyeri, która usiadła po drugiej strony stołu, na przeciwko mnie. Co chwilę zerkałam na to puste krzesło, jakby zrobiło mi krzywdę. Nie słuchałam wesołego paplania pani Kim, dopóki nie usłyszałam słów "zaręczyny" i "bankiet".
      - Kiedy my to wszystko zorganizujemy?! Musimy zorganizować przyjęcie, gdzie nasz syn i Taerim oficjalnie się zaręczą i...
      - Myślę, że warto z tym chwilę poczekać - odezwała się moja mama, patrząc ostrożnie na Kim'ów. - Dopóki Taerim i Yukwon nie poznają się lepiej. I tak ta sytuacja musi być dla nich ciężka...
      - Masz rację Jinri! - Soosun energicznie pokiwała głową. Więc jego imię to Yukwon...
Pani Kim nie miała okazji powiedzieć nic więcej, ponieważ przyszło dwóch kelnerów z jedzeniem. Trzeci rozlewał szampana do kieliszków. Kiedy podszedł do mnie pokręciłam głową, a ten odszedł. Ojciec spojrzał na mnie dziwnie.
      - Czy ona nie jest pełnoletnia? - tym razem spytał pan Kim. 
      - Nie przepadam za alkoholem. Nawet jeśli jest go bardzo mało. - odpowiedziałam. 
      - To się chwali. - uśmiechnął się pan Kim i tym razem zwrócił się do wszystkich. - Zamówiłem specjalność kucharza. Może nie znam waszych gustów, ale zapewniam was, że wam posmakuje! Gotują tutaj najlepiej w całym Seulu! Smacznego!
Gdy wszyscy zaczęli jeść, Sungjae natychmiast spoważniał i zaczął coś mówić na ucho swojej żonie, która chwilę później przeprosiła nas i odeszła od stołu. Zgadywałam, że chodzi o nieobecność tego całego Yukwona. 
Nie miałam ani trochę ochoty na jedzenie, ale z grzeczności wzięłam kilka kęsów. Jedzenie rzeczywiście było przepyszne, ale i tak niemalże stawało mi w gardle. Nie wiem czy to jeszcze możliwe, ale czułam, że uścisk w żołądku jeszcze bardziej się zwiększa. 
       - Blado wyglądasz. Nie smakuje ci, czy się denerwujesz? - spytała miło pani Kim. Musiałam mieć naprawdę niemrawą minę.
       - Raczej to drugie. - wymamrotałam, nie patrząc na nią. 
       - Aigooo! Nie masz czym się stresować! - spojrzała na mnie ciepło i pokrzepiająco poklepała mnie po plecach. Właściwie to kiedy ona wróciła do stołu...? - Chciałabym także przeprosić. Yukwon utknął w korkach, ale jest już blisko, więc napewno się pojawi. 
Po zjedzeniu dania głównego i deseru Yukwona wciąż nie było. Widać było, że państwo Kim z minuty na minutę robią się coraz bardziej zdenerwowani. A ja razem z nimi. Atmosfera zaczynała robić się napięta. Na szczęście, Soosun nie pozwoliła, żeby zrobiło się niezręcznie i zaczęła opowiadać jakąś anegdotkę, którą nagle urwała w pół słowa. 
Osobiście mało obchodziło mnie co mówiła i tak niemalże przysypiałam. Hyeri rzuciła mi w twarz kulką z serwetki, a ja szybko wstałam z miejsca, widząc, że wszyscy na mnie patrzyli. Na stojąco oczywiście.
       - A to jest właśnie nasz syn Yukwon. - powiedział z ulgą pan Kim, ignorując moją niesubordynację. Zaczęłam rozglądać się po całej sali w poszukiwaniu tego całego Yukwona i nic. Co jest? 
       - Za tobą. - syknęła Hyeri. Zesztywniałam. Powoli odwróciłam się za siebie i dosłownie oniemiałam. Nie tego się spodziewałam...