piątek, 15 marca 2013

3. Oczekiwania, a rzeczywistość.


Sieeema~! Znów zwlekałam z dodaniem rozdziału, ale leń jestem i tyle w temacie ; _ ;. Rozdział jest długi, a nawet bardzo. Starałam się go sprawdzić jak najlepiej mogę, ale może się nawinąć jakaś literówka. Z góry uprzedzam, że rozdział ten jest pełen idiotycznych wahań nastrojów bohaterki. Nie wiem jak mogłam napisać coś takiego, ale nie będę już niczego zmieniać, bo tylko większego bałaganu narobię. Mam nadzieję, że wam się spodoba, zapraszam do czytania~! :3

***

Yukwon uśmiechnął się ironicznie, widząc moje wytrzeszczone oczy.
       - Witam, panie Park, pani Park. Ty - zwrócił się do Hyeri. - zapewne musisz być Taerim!
Wciąż się uśmiechał lecz tym razem bardziej lekceważąco. *Co mam zrobić?! Dlaczego on musi być taki przystojny?!* Yukwon to wysoki, dobrze (świetnie!) zbudowany chłopak koło dwudziestki. Miał czerwonawe włosy, postawione z przodu na żel. Nosił na sobie ciemne spodnie, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. Z jakiegoś powodu poczułam się zawstydzona i spuściłam wzrok, czując jak palą mnie policzki. *Co ty odwalasz Taerim?! Przecież to nie pierwszy przystojny facet jakiego spotkałaś!*
       - Nie! - zaprzeczył pan Kim ze śmiechem. - Chociaż nie dziwię się, że je pomyliłeś, są praktycznie tego samego wzrostu!
Yukwon uniósł brew *OMG OMG OMG* i spojrzał na mnie, tym razem się nie uśmiechając.
       - Ile ona ma lat? Czternaście? - zakpił. Zmarszczyłam brwi. W jednej chwili kompletnie przestał być dla mnie atrakcyjny. *Debil*.
       - Osiemnaście - wycedziłam, czerwona (tym razem nie z zawstydzenia) na twarzy.
       - Emm...Może usiądźmy? - zaproponowała moja matka. Państwo Kim wydawali się bardziej niż szczęśliwi, gdy usłyszeli tą propozycję. Gdy już wszyscy siedzieliśmy odezwał się pan Kim.
       - Myślę, że nie zostaliście sobie przedstawieni prawidłowo. - chrząknął. - Yukwon, to jest Taerim, kobieta, którą w przyszłości poślubisz. Taerim to jest Yukwon, nasz syn i spadkobierca K.Industry!
Tym razem nawet na niego nie zerknęłam i czułam, że on także tego nie zrobił.
        - Ile masz lat, Hyeri? - spytał, ignorując mnie.
        - Dwanaście. - odpowiedziała, uśmiechając się identycznie jak on. Yukwon spojrzał na nią zdumiony. Wyglądał o wiele lepiej bez tego krzywego uśmieszku na twarzy.
        - Nie masz może jeszcze jakiś ładnych sióstr, Tae coś tam? - spytał, spoglądając na mnie. Znów. Z. Tym. Uśmieszkiem.
        - Yukwon! - syknęła Soosun, ale jego to obeszło. Wyglądał wręcz na dumnego z siebie. A ja byłam wściekła. Co za niewychowany kretyn!
        - Oprócz Hyeri i TAERIM mamy jeszcze dwie córki. Dziewiętnastoletnią Miyoung i Dwudziestodwuletnią Yemin, która jest już mężatką i spodziewa się dziecka. -  uśmiechnęła się mama. - Pewnie będziecie mieli okazję poznać się na waszych zaręczynach.
Yukwon zacisnął zęby i spojrzał w bok. Ewidentnie mu ta sytuacja nie odpowiadała. No to jest nas dwoje. Wyglądał na kogoś z kim trudno się dogadać, więc jeśli rodzice zauważą, że się nienawidzimy to nam odpuszczą to całe małżeństwo?
         - Dobrze by było, żebyście się jeszcze spotkali we dwoje zanim zacznie się szkoła Taerim. Może w poniedziałek? - zaproponował ojciec. Wszyscy na nas spojrzeli z oczekiwaniem, ale ani ode mnie, ani od Yukwona nie otrzymali odpowiedzi.
         - Więc zapraszamy cię do nas w poniedziałek Taerim! - uśmiechnęli się państwo Kim. *Zadzieram kiecę i lecę.*
Nasi rodzice jeszcze przez PONAD GODZINĘ ze sobą rozmawiali, podczas gdy my milczeliśmy. Yukwon opierał głowę na ręce tak, że był zwrócony twarzą do mnie. Co nie zmienia faktu, że na mnie nie patrzył. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Cóż, wcale nie zdziwiłabym się gdyby faktycznie tak było. Postanowiłam skorzystać z okazji, że ma zamknięte oczy i przyjrzeć mu się dokładniej...


Siedziałem tam, znudzony do granic możliwości. Naprawdę czułem, że zaraz zasnę. No i bym zasnął gdyby coś, albo raczej ktoś, nie zaczął mi się namiętnie przyglądać.
       - Napatrzyłaś się już? - zakpiłem i leniwie podniosłem powieki, żeby zobaczyć jej reakcję. Rozszerzyła oczy i czerwona na twarzy spojrzała na swoje ręce, które cały czas tarmosiła.
Na początku widać było, że jej się podobam, ale teraz tylko posyłała mi złowrogie spojrzenia co jakiś czas. Chyba jednak nie przypadłem jej do gustu, ojej! Cóż za pech!
Westchnąłem ciężko. Od kilku dni chodzę jak struty przez tą całą akcję z małżeństwem. No bo serio? Zaaranżowane małżeństwo? Nie żyjemy w średniowieczu do cholery!
Moje przemyślenia, przerwał telefon, który zawibrował mi w kieszeni spodni. Wyciągnąłem go w miarę dyskretnie, żeby nikt nie zauważył i spojrzałem na wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia od Jiyeon, mojej dziewczyny, i jedna wiadomość od Zico, którą szybko sprawdziłem.

Od: Zico
Cześć stary! Jak tam spotkanie? Ładna ta twoja żona? ;>

Pokręciłem głową z dezaprobatą. Wszyscy mają mnie za flirciarza i playboya, ale oni nie znają Zico. Ja się spotykam z kobietami, a Zico sypia z kobietami. I to jest właśnie zasadnicza różnica między nami.

Do: Zico
Nuda jak cholera. Ile ja bym dał, żeby być teraz z moją kochaną Jiyeon ._. Cóż, ładniejsze w życiu widziałem.

Taka prawda. Moja przyszła narzeczona nie jest jakoś specjalnie ładna. Jest przeciętna, chociaż kilka rzeczy może przyciągnąć uwagę. Pierwszą są jej włosy, długie, jasne loki z pewnością miękkie w dotyku, chociaż nie miałem ochoty tego sprawdzać. Drugą rzeczą są usta. Ładnie wykrojone, nie za duże, nie za małe...Minusem jest jej wzrost. Jej dwunastoletnia siostra jest wyższa! Na pewno ma mniej niż 160. Kolejnym minusem są jej piersi, a raczej ich brak. Nie podoba mi się także jej waga. Nie to, że jest za gruba, nadwaga nie jest dla mnie problemem, ale ta dziewczyna jest chyba głodzona. Ile ona waży? 30 kg? Skóra i kości.
Pewnie myśli, że przez cały ten czas ją ignorowałem, ale się myli. Obserwowałem ją i to bardzo uważnie, ale ja umiem to robić bardziej dyskretnie od niej.

Od: Zico
Aż tak źle? Kolego, ale się wpakowałeś! Co nie zmienia faktu, że chcę ją poznać! Ile ma lat? Dziewica?

Parsknąłem cicho. No tak, podstawowe pytania.

Do: Zico
Osiemnaście. Będziesz miał twardy orzech do zgryzienia...

Od: Zico
Żelazna dziewica, co? Lubię takie, jest więcej satysfakcji, gdy już mi się uda. ;)

      - Yukwon! Zbieramy się! - z cichym westchnieniem ulgi, wstałem. Pożegnałem się grzecznie z państwem Park, jak nakazywały zasady dobrego wychowania i kiwnąłem głową Hyeri, która zrobiła to samo. Odwróciłem się w stronę Taerim z kpiącym uśmieszkiem.
       - Do poniedziałku, Taeshin - pomachałem jej i razem z rodzicami skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Rozbawiła mnie jej rozdrażniona mina, gdy znów udałem, że nie pamiętam jej imienia. Póki co, mogłem się z nią trochę zabawić. Rodzice chyba oszaleli jeśli myśleli, że naprawdę się z nią ożenię. Zgodziłem się tylko po to, żeby dali mi spokój. I tak ostatnio mieli do mnie pretensje o wszystko, a tak przynajmniej myślą, że wróciłem na ścieżkę posłuszeństwa i poświęcę się dla dobra ogólnego. Poza tym ta Taerim...Nie cierpię takich dziewczyn jak ona. Takich, które irytują mnie samym oddychaniem.Widzisz taką i już wiesz, że utrudni ci życie.

***

Ku mojemu niezadowoleniu poniedziałek nadszedł w oka mgnieniu. Tym razem nie byłam zdenerwowana. Nie spodziewałam się za wiele z jego strony, ale tak sobie pomyślałam, że jeśli tym razem będzie dla mnie chamski to idę do rodziców i powiem im, że nie wyjdę za tego człowieka! Dokładnie! Tak właśnie będzie!
...
Albo i nie. Nie ważne co bym sobie postanowiła na ten temat i tak nie będę miała odwagi odmówić rodzicom. Wiedziałam ile dla nich znaczy ta firma, i że zrobili by wszystko, żeby ją uratować. Dlaczego ja muszę być taka słaba?
Wcześniej, telefonicznie umówiłam się z państwem Kim, że przyjdę na 13, a tym czasem jest 12:30, a ja już jestem na miejscu. No Taerim, widać jak ci nie zależy. Nie chciałam przyjść za wcześnie, więc pokręciłam się po okolicy. Wszędzie stały wielkie wille, a na podjazdach drogie samochody. Ja mieszkam w podobnej okolicy, ale tutaj jest o wiele bardziej luksusowo. Patrzyłam na wszystko zaciekawiona, jednocześnie starając się w miarę możliwości zapamiętać krajobraz, żebym wiedziała jak wrócić pod willę Kim'ów.
Szybko minęło mi te 30 minut na zwiedzeniu osiedla, ulicy, czy co to tam jest. Wracałam w wielkim pośpiechu, a i tak nie obyło się bez tego, żebym się nie zgubiła. Ostatecznie przyszłam z 20 minutowym spóźnieniem.
Zdyszana zadzwoniłam do drzwi, które w błyskawicznym tempie otworzyła mi jakaś pokojówka z kamienną twarzą. Naprawdę, nawet nie mrugała. Powitała mnie sztywno i zaprowadziła do salonu, gdzie czekała na mnie herbata, ciasteczka i wesoło uśmiechająca się druga pokojówka.
       - Witaj panienko Park! - zaświergotała i pokazała mi ręką miejsce na kanapie.
       - Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam, niepewnie siadając na białej, skórzanej sofie.
       - Yukwon także się spóźni, więc naprawdę nie ma problemu! Proszę poczekać tutaj chwilę, a my tym czasem zajmiemy się swoimi obowiązkami. Częstuj się! - ponownie uśmiechnęła się szeroko, odchodząc razem ze swoją "koleżanką", a ja skrzywiłam się, na samą myśl, że ten typek się spóźni. Jeśli to ma to wyglądać tak, jak ostatnim razem to ja dziękuję.

Zerknęłam nerwowo na zegarek. Dwie godziny. Siedzę tutaj równo dwie godziny i czekam na tego pieprzonego paniczyka.
       - Panno Park...nie chcę cię wyganiać, ale myślę, że dalsze czekanie nie ma sensu... - odwróciłam głowę w stronę tej wesoło uśmiechającej się pokojówki, która teraz wyglądała na zawiedzioną i zawstydzoną.
       - Ma pani rację - pokiwałam głową. - Pójdę już.
       - Odprowadzić pa...
       - Poradzę sobie, dziękuję za ciasteczka. - nie czekając na jej reakcję, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nienawidziłam tego chłopaka do granic możliwości! Jak on mógł coś takiego odwalić?! Doskonale wiedział, że mam dzisiaj przyjść!
Już miałam otworzyć drzwi, gdy ktoś gwałtownym ruchem otworzył je z drugiej strony, tym samym przywalając mi w twarz aż cofnęłam się kilka kroków.
       - O szlag! - syknęłam i złapałam się za nos, z którego zaczęła lecieć krew. Zza drzwi wyszedł Yukwon i jakaś dziewczyna, która patrzyła na mnie zmartwiona.
       - Ooo - wydał z siebie dźwięk. - Nic...nic ci nie jest?
       - Czy to ci wygląda na nic?! - warknęłam. Minęłam go, szturchając przy okazji w ramię. Słyszałam jeszcze jak coś do mnie krzyczy, ale byłam za daleko, żeby usłyszeć. Z resztą nawet nie chciałam słyszeć co ten buc ma mi do powiedzenia.
Minęłam kilkoro ludzi, którzy zmartwieni pytali czy nie trzeba mi pomocy, ale ja każdemu odmawiałam. Wreszcie kiedy krew zaczęła lecieć jeszcze bardziej obficie, zaczęłam jedną ręką szukać chusteczek w torebce, drugą próbując powstrzymać krwotok. Miałam zwykłą, czarną, płytką torebeczkę i gdy wreszcie wyjęłam chusteczki, wypadł mi telefon. Na chodnik. No myślałam, że się zastrzelę. Powoli zaczynałam panikować. Drżącymi rękami przyłożyłam chusteczkę do nosa, a drugą podniosłam telefon, na którego przodzie była teraz okropna szrama. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Skoro rozwaliłam telefon to jak do jasnej cholery mam zadzwonić po kogoś, żeby mnie odebrał?
Szłam tak chodnikiem tak ostatnia sierota, z rozmazanym makijażem i zakrwawioną chusteczką przy nosie, który ani na chwilę nie przestawał krwawić. Zastanawiałam się czy gdzieś w okolicy może być budka telefoniczna.
       - Przepraszam bardzo - zaczepiłam pewną starszą panią. - Jest tu gdzieś może budka telefoniczna w okolicy?
       - Matko boska! Dziecko co ci się stało?! Ktoś cię zaatakował?! Mam zadzwonić na policję?! A może na straż pożarną?! - zaczęła lamentować, a ja szybko się ulotniłam. Dlaczego ja muszę mieć takiego cholernego pecha?
Niedługo później nos przestał krwawić, ale spuchł strasznie i wciąż bolał jak diabli. Nie był złamany, ale porządnie stłuczony.
Usiadłam na ławce w parku i schowałam głowę w dłoniach. Definitywnie najgorszy dzień mojego życia. Nie dość, że jestem niezdarna to jeszcze głupia. Zdesperowana szukałam budki telefonicznej, a nawet nie znałam niczyjego numeru. Nawet swojego nie znałam. Utknęłam na tym cholernym osiedlu i jeszcze nie wiem jak wrócić do posiadłości do Kim'ów. Zaczęłam cicho szlochać. Co mam teraz zrobić...?

Nie wiem ile tak siedziałam na tej ławce. Pewnie kilka godzin, bo zdążyło się już porządnie ściemnić. Zaczynało mi być zimno. Nie było dzisiaj jakoś super ciepło, a ja miałam tylko szorty i koszulkę z krótkim rękawem. Byłam głodna, chciało mi się pić i spać. Powoli traciłam nadzieję na to, że ktoś zacznie mnie szukać. Nasz szofer miał odebrać mnie, gdy do niego zadzwonię, a bez telefonu jest to niewykonalne. Próbowałam zaczepiać ludzi na ulicy, ale jak mnie nie ignorowali to grozili policją. Nos wciąż mnie bolał, ale przynajmniej przestał puchnąć.
Położyłam się na twardej ławce, podkładając sobie torebkę pod głowę i skuliłam się w miarę możliwości, żeby było mi cieplej. Nie chciałam zasypiać, ponieważ bałam się, że ktoś mnie okradnie albo porwie albo zgwałci albo...
       - Taerim? - dosłownie podskoczyłam, gdy usłyszałam czyjś głos na sobą. Wyprostowałam się i zobaczyłam przed sobą...
       - Luhan? Luhan! Dzięki Bogu! - wykrzyknęłam i przytuliłam się do niego z całej siły. Luhan jest byłym chłopakiem Miyoung. Z tego co mi wiadomo to był jej pierwszą miłością, chociaż ona tyle tych pierwszszych miłości w życiu miała, że nie wiadomo, która to ta prawdziwa.
       - Co ty tutaj robisz w takim stanie i o tej porze Taerim? - spytał zmartwiony i odgarnął mi włosy za ucho. - Uderzył cię ktoś?!
       - Nie... - zająknęłam się.
       - Kto?!
       - Nikt, dostałam drzwiami. - uspokoiłam go.
       - To nie zmienia faktu, że to wygląda okropnie. Chodź, pójdziemy do mnie, opatrzę ci to i wszystko mi wyjaśnisz, dobra? - kiwnęłam głową i złapałam Luhana pod rękę.
       - Nie wiedziałam, że mieszkasz w okolicy - odezwałam się. Luhan uśmiechnął się. - Przeprowadziłem się tutaj niedawno z moją nową dziewczyną.
       - Masz nową dziewczynę? Uuuu opowiadaj - zachichotałam, po czym skrzywiłam się. Próbowałam ignorować ten cholerny ból, ale kiepsko mi to wychodziło.
       - Boli cię? - zignorował moje pytanie i jeszcze raz przyjrzał się mojemu nosowi.
       - Nie aż tak bardzo - zaprzeczyłam. Luhan westchnął, ale uśmiechnął się ciepło.
       - No mam, mam - kontynuował. - Jest...niesamowita. Wiesz, bardzo przypomina mi ciebie.
       - Naprawdę? Dlaczego? - zainteresowałam się.
       - Jest tak samo niezdarna jak ty i cały czas wpakowuje się w kłopoty - zaśmiał się. - No i jest słodka, i miła, i kochana...
       - Gdyby nie to, że opowiadasz mi o swojej dziewczynie, pomyślałabym, że ze mną flirtujesz - parsknęłam.
       - Pewnie! No daj buzi swojemu oppie! - drażnił się. Położyłam dłoń na jego twarzy i odsunęłam ją od siebie. Po tym już nic nie mówiliśmy, ale ta cisza nie była niezręczna.
       - Zaraz będziemy na miejscu. - Poinformował mnie. I rzeczywiście, jakieś 5 minut później doszliśmy do średniej wielkości, przytulnie wyglądającego domku. Luhan otworzył mi drzwi, a ja weszłam i ściągnęłam buty.
       - Idź dalej, nie stój tak! - zaśmiał się, widząc moją zdezorientowaną minę. Popchnął mnie lekko i zaprowadził do salonu. W tym samym momencie z kuchni wyszła niska, słodko wyglądająca dziewczyna z łyżką w ręce i w fartuszku w pandy. Faktycznie podobna do mnie.
       - Już jesteś kochanie? - spytała z szerokim uśmiechem i wtedy jej spojrzenie przeniosło się na mnie. - Omo, kto to?
       - To jest Taerim, znajoma. Znalazłem ją w takim stanie, leżącą na ławce w parku i nie mogłem jej zostawić. - dziewczyna Luhana zerknęła na mnie przerażona i wbiegła z powrotem do kuchni, żeby zaraz znów wybiec, tym razem z apteczką w ręku. Posadziła mnie na kanapie, a sama usiadła obok mnie. Podniosła lekko moją głowę w stronę światła i uważnie obejrzała mój nos.
       - Na szczęście nie złamany - odetchnęła. - A tak swoją drogą to jestem Haesu.
       - Taerim. - powiedziałam. - Ow ow ow!
Haesu nie zastanawiała się długo i od razu polała zdarte miejsce wodą utlenioną. Myślałam, że umrę na miejscu.

Po "operacji" siedziałam na kanapie w domu Luhana. Na rance miałam plaster, a na całym nosie, paczkę lodu. Wcześniej Haesu poczęstowała mnie kolacją zrobioną przez siebie i muszę przyznać, że była wyśmienita.
Gdy ja siedziałam w salonie i "oglądałam" TV, Luhan ze swoją dziewczyną zmywali naczynia, śmiejąc się przy tym wesoło. Mi samej uśmiech cisnął się na usta, gdy widziałam jak świetnie się razem dogadują.
Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Była już prawie północ. Podłożyłam sobie poduszkę pod głowę i opatuliłam się kocem leżącym obok.
       - Taerim? Taerim nie zasypiaj teraz, zaraz przyjedzie po ciebie Daesung - oznajmił Luhan, szturchając mnie delikatnie w ramię. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego zdezorientowana.
       - Daesung?
       - Zadzwoniłem do Miyoung, że jesteś u mnie. Akurat byli u was Daesung z Yemin, więc dobrze się złożyło, ponieważ z tego co mi wiadomo to tylko Daesung ma prawo jazdy.
Kiwnęłam głową.
       - Gdy przyjedzie opowiesz nam wszystko dobrze? To jak się tutaj znalazłaś w takim stanie. - uśmiechnął się i usiadł obok mnie, żeby dotrzymać mi towarzystwa. Chwilę później przyszła Haesu i usiadła po mojej drugiej stronie.
       - Długo już jesteście razem? - spytałam. Miałam przymknięte oczy i czułam, że zaraz zasnę.
       - Niecały rok - powiedział Luhan. Już miałam coś powiedzieć, ale przerwało mi nachalne pukanie do drzwi. Haesu mruknęła, że otworzy i zniknęła w korytarzu. Doszły do mnie jeszcze jakieś ciche rozmowy dopóki ktoś znikąd pojawił się w salonie i dosłownie porwał mnie w ramiona.
       - Taerim! Chwała Bogu! - krzyknął Daesung i przytulił mnie jeszcze mocniej. Za nim zauważyłam Miyoung, która stała niezręcznie w progu.
       - Wejdź dalej, Miong - zaśmiał się Luhan, używając zdrobnienia jakie kiedyś jej nadał. Było debilne, ale nigdy nic nie mówiłam. Miyoung chrząknęła, ale weszła dalej. Gdy Daesung wreszcie mnie puścił, tym razem ona się do mnie przykleiła.
       - Tak bardzo się martwiliśmy... - szepnęła.
Gdy już wszyscy nieco "ochłonęliśmy", a szczególnie Daesung i siedzieliśmy razem w salonie, nastała nieco niezręczna cisza.
       - Kawy, herbaty? - spytała Haesu.
       - Ja poproszę kawę - uśmiechnął się do niej Daesung z wdzięcznością.
       - I ja - odezwał się Luhan.
       - A ty, Miyoung? Może Taerim? - zwróciła się do nas. Obydwie pokręciłyśmy głowami na znak, że nic nam nie potrzeba.
       - Więc może nam wyjaśnisz, Taerim, jak się tutaj znalazłaś? - zapytał Daesung, kilkanaście minut później, gdy już wszyscy byliśmy w salonie i nikomu nic nie brakowało. Z ciężkim westchnieniem zaczęłam opowiadać wszystko od początku. Luhana i Haesu musiałam wtajemniczyć w sprawę małżeństwa. Moje gadanie nie trwało długo. Nie chciałam wdawać się w szczegóły, bo byłam zbyt zmęczona. I tak ledwo co mówiłam.
       - Nie wierzę...Co za... - Miyoung była oburzona. - On nie ma uczuć do cholery?!
Wzruszyłam ramionami.
       - Zbieramy się - zwrócił się do nas Daesung i wstał. - Dziękuję za kawę, Haesu.
       - I nic nie powiesz na ten temat?! - wybuchnęła Miyoung.
       - A co ja mogę? Nic. Wszystko zależy od Taerim. - powiedział Dae.
Miyo prychnęła, ale posłusznie poszła za nami do wejścia.
       - Bardzo wam dziękuję, że zajęliście się Taerim. - odezwała się Miyoung i skłoniła lekko.
       - Nie ma problemu - uśmiechnął się Luhan. - Do zobaczenia...Miong.

Patrzyłam przez okno samochodu, jak Miyoung żegna się z Luhanem. Widać było, że jest między nimi niezręcznie.
       - Taerim, masz koc i spróbuj się przespać. Droga zajmie nam godzinę, więc nie ma sensu, żebyś się męczyła. - powiedział Daesung i sięgnął po koc, który leżał na tylnym siedzeniu. Pokiwałam głową i ułożyłam się w miarę wygodnie, gdy Dae okrywał mnie kocem.
       - Miłych snów Taerim. - uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie w czoło. Odwzajemniłam uśmiech i szybko zasnęłam, licząc, że nigdy więcej nie będę musiała oglądać Yukwona na oczy.

***

Z cichym jękiem przewróciłam się na plecy, czując straszny ból w lędźwiach i karku. Jakby mnie ktoś czołgiem przejechał. Leniwie przetarłam oczy.
       - Wyspałaś się księżniczko? - ktoś szepnął mi do ucha seksownym głosem. Podskoczyłam i odsunęłam się jak najdalej mogłam od źródła głosu, w wyniku czego spadłam z łóżka. Stęknęłam i spróbowałam wygrzebać się z kołdry, w którą się zaplątałam, ale z kiepskim skutkiem.
       - Taeś, Taeś, ale z ciebie sierota - zaśmiał się i ściągnął ze mnie kołdrę.
       - Joon? - mruknęłam zdezorienetowana, widząc nad sobą jego uśmiechniętą twarz. - Chcesz mnie zabić kretynie?!
       - Tak witasz swoją najlepszą psiapsiółkę po 2 miesiącach rozłąki?! - zawołał i popatrzył na mnie z wyrzutem. Wywróciłam oczami, słysząc, że mówi o sobie jak o kobiecie. - Zasługujesz na karę!
I dosłownie rzucił się na mnie, zaczynając łaskotać. Turlaliśmy się po podłodze, wyzywając się nawzajem i żadne z nas nie chciało dać za wygraną.
Ostatecznie i tak skończyło się na tym, że ja leżałam na brzuchu, a on na mnie.
       - A teraz buzi! - nadstawił policzek.
       - To faktycznie kara - mruknęłam.
       - Yah! Naprawdę się za tobą stęskniłem - wymruczał mi do ucha i jeszcze mocniej się do mnie przykleił.
       - Złaź ze mnie, Changsun - warknęłam, czerwona na twarzy. Joon uwielbiał wszelkiego rodzaju, przytulanki, całowanki i te różne inne sprawy. I to zwykle ja padałam jego ofiarą. Wcześniej próbował z Hyeri, ale ta szybko postawiła go do pionu i już więcej do niej nie podchodził za blisko. Joon posłusznie zszedł ze mnie i odgarnął sobie włosy z twarzy.
       - Jak się czujesz Taerim? - spytał zmartwiony. Odetchnęłam głęboko.
       - Zajebiście - oznajmiłam i rozmasowałam głowę, którą uderzyłam o twardą podłogę.
       - Przynajmniej twój nos wygląda już lepiej - uśmiechnął się.
       - Kto cię tutaj w ogóle wpuścił, padalcu?
       - Hyeeeeeri! - zachichotał i przyłożył sobie rękę do serca. - Wiedziałem, że jednak mnie kocha.
       - Ta. - burknęłam.
       - Nie wiem czy wiesz, droga Taerim, ale dzisiaj jest ostatni dzień wakacji i zamierzam wyciągnąć cię na miasto. Więc wskakuj w jakąś ładną sukienkę, jebnij sobie majkapik i...
       - Nigdzie nie idę. - Zgarnęłam z podłogi dresy i koszulkę, w których chodziłam jeszcze wczoraj rano i wyszłam z pokoju kierując się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, a włosy związałam w luźnego kucyka. Uważnie obejrzałam mój nos w lusterku, widząc, że opuchlizna, co prawda nie w całości, ale zeszła. Delikatnie zdjęłam plasterek, krzywiąc się przy tym. Ranka także nie wyglądała już tak źle. Haesu musiała mi to czymś posmarować. Poszukałam w szafce nad umywalką jakiejś maści, którą mogłabym posmarować ten nieszczęsny nos. No i znalazłam , chociaż nie byłam pewna czy to mi w czymkolwiek pomoże, bo nie była to maść specjalna na jakieś zadrapania. No, ale mniejsza o to. Wygrzebałam także jakiś plasterek i nakleiłam go ostrożnie tam, gdzie wcześniej rozprowadziłam maść. Powinno być dobrze.
Gdy wyszłam z łazienki od razu się cofnęłam gotowa się tam zamknąć i nigdy nie wychodzić. Przed drzwiami czatował nie kto inny jak Joon, patrząc na mnie niewinnie.
       - Czy ty nie wiesz kiedy odpuścić? - warknęłam i zaczęłam schodzić na dół, a Joon za mną. Nie wiem czy on zdaje sobie sprawę, jak bardzo czasem działa mi na na nerwy. Gdy już byłam na dole od razu skierowałam się do kuchni gdzie na stole czekał na mnie stos kanapek. Uniosłam brew i spojrzałam podejrzliwie na Changsuna. - Nie mów, że ty to zrobiłeś.
       - Nie, nie! - zaśmiał się. - Poprosiłem Haeji, żeby cię nie budziła i zrobiła ci coś takiego, co będziesz mogła zjeść bez odgrzewania.
Momentalnie cała moja złość przeszła. Może i był irytujący, ale zawsze się o mnie troszczył jak nikt inny.
       - To miłe... - Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam jeść. Byłam naprawdę głodna.
       - Taerim...dlaczego nie powiedziałaś mi o tym małżeństwie? - spytał, patrząc na mnie całkowicie poważnie.
       - Sama nie wiem. - westchnęłam. Joon złapał moją rękę.
       - Taeś, jesteśmy przyjaciółmi od pieluchy, chyba wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?
Spuściłam głowę i nic nie odpowiedziałam. Oczywiście, że to wiedziałam. Zawsze mówiliśmy sobie o wszystkim, nawet o tych najdziwniejszych i najbardziej zawstydzających sprawach. Faktycznie to było nie w porządku. Nie powinnam była go okłamywać, ale nie cofnę teraz czasu.
       - Przepraszam. - szepnęłam i tym razem to ja się do niego przytuliłam. - To mnie po prostu przerasta. Na początku byłam dobrej myśli, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej sądzę, że to był zły pomysł, że sobie nie poradzę. Naprawdę chcę pomóc rodzicom uratować firmę, a...
       - Ale za jaką cenę Taerim? Dlaczego tak bardzo chcesz uszczęśliwiać innych za cenę swojego szczęścia?
       - Moje szczęście się tutaj nie liczy Changsun. Nikt nie będzie mnie pytał czy mi się to podoba czy nie. To jest coś co muszę zrobić.
       - A co jeśli takie sytuacje tak ta wczoraj się powtórzą?! Nie znasz go, nie wiesz jaki jest! - krzyknął. Odwróciłam wzrok.
       - Nie rozumiesz.
       - Ja nie rozumiem? Cholera, Taerim! Krzywdzisz sama siebie!
       - No i bardzo dobrze! Zrobię to, czy ci się to podoba czy nie!
       - Bo co?! Bo myślisz, że to właściwe?!
       - To jest właściwe!
       - Sama przed chwilą mówiłaś mi, że sobie nie radzisz, żałujesz, że się w ogóle na to zgodziłaś, więc dlaczego do jasnej cholery zapierasz się i nie chcesz z tego zrezygnować?!
       - Przestań na mnie krzyczeć! - wstałam i podeszłam do niego, patrząc na niego z furią w oczach. - Nic ci do tego, co ja robię i czy to jest właściwe, czy nie!
       - Ach tak? Więc przepraszam, że się o ciebie martwiłem. - warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Osunęłam się na podłogę ze łzami w oczach. Joon miał rację, skrzywdzę sama siebie, ale co ja mogę zrobić? Nie zależało mi na niczym, nawet na moim własnym szczęściu, tylko na tym, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Żeby któregoś dnia uśmiechnęli się do mnie i powiedzieli "To wszystko dzięki tobie. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej córki.". Dlaczego on nie potrafił tego zrozumieć? Byłam pełna sprzecznych uczuć. Najpierw przeżywam, że nie dam sobie rady, a później, że to zrobię i nie dam się złamać. Tylko, które uczucie jest właściwe? Czy naprawdę powinnam z tego zrezygnować, czy nie dać za wygraną i pokazać, że jestem silna? Czułam się źle z myślą, że pokłóciłam się z Joonem. I to nie była byle jaka sprzeczka.
Niby ta sytuacja z nosem powinna przechylić czarę goryczy. Myślałam, że może tym razem pokaże mi się z innej strony, ale rzeczywistość brutalnie uderzyła mnie w twarz. I to dosłownie.
       - Taerim? Co się stało? - Hyeri podeszła do mnie i podciągnęła mnie na nogi. - Czy to przez Changsuna? Zrobił ci coś?
       - Nie. - pociągnęłam nosem i wytarłam mokre policzki. - Hyeri, powiedz mi, myślisz, że dam sobie radę? Czy powinnam zrezygnować?
       - Ta decyzja nie należy do mnie. - mruknęła i zaciągnęła mnie do salonu, na kanapę. - Ale dlaczego teraz masz wątpliwości? Z tego co mi wiadomo to nie zwlekałaś zbyt długo z podjęciem się tego wyzwania.
       - I tutaj jest problem. Z jednej strony, czuję, że to jest ponad moje siły, a z drugiej wiem, że to właśnie taką drogę wybrałam i nawet jeśli jest to droga pełna dołów i zakrętów to na jej końcu będzie szczęście.
       - To zależy od ciebie Taerim. - powiedziała i z tymi słowami mnie zostawiła.



3 komentarze:

  1. Jej. Świetna część! ^^
    Do ostatniego zdania czekałam na Yukwona, ale on się nie pojawił ... a szkoda!
    Ale Joonie ... Cóż za cudowna osóbka! Pięknie go tutaj opisałaś, ale szkoda, że jednak się pokłócili :c
    Czekam na kolejne części! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaaaaaaaaaah!<3 Koooocham Zico tak bardzo :3 I no wiesz, całość kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. dominowałam blog do versatile blogger :) http://risu-fanfics.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń